Bagwell Stella Samotne serca, Książki - Literatura piękna, Bonia, Harlequiny nowe różne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
STELLA BAGWELL
SAMOTNE SERCA
Tytuł oryginału The Bndal Bargain
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nicole Carrington martwym wzrokiem patrzyła przez okno. Między
kolumnami zadaszonego tarasu widziała aleję wysadzaną starymi dębami.
Ostatni goście pogrzebowi odjechali, pozostał ból po utracie matki.
Za Nicole, w głębi salonu, siedział na brokatowej kanapce Logan McNally.
Niemal namacalnie czuła jego spojrzenie na swoich plecach. Jego obecność
drażniła ją. Drażniła ją od pierwszej chwili, kiedy to przed czterema laty
złożył niespodziewaną wizytę na plantacji, w osiemnastym wieku nazwanej
Pięknością Południa.
Logan rzeczywiście wpatrywał się w swą młodą przybraną siostrę. Od
czasu jego ostatniej wizyty bardzo się zmieniła. Gdy wtedy wyjeżdżał,
żegnało go niechętne spojrzenie brązowych oczu nieporadnej nastolatki.
Kiedy przyjechał na pogrzeb, Nicole przywitała go równie wrogo, ale była
teraz piękną, zgrabną, elegancką i pewną siebie dwudziestodwuletnią kobietą.
Gdyby nie wiedział, że pochodzi z rodziny Carringtonów, wziąłby ją za
typową damę z Południa. Sugerował to delikatny owal twarzy, uczesanie,
ubiór i sposób noszenia się. Jednak ja nie dam się na to nabrać, pomyślał.
Wiedział, że Nicole odziedziczyła te wszystkie cechy Carringtonów, których
nie znosił - zajadły upór i dumę graniczącą z arogancją. Jaka matka, taka
córeczka. Westchnął. Któregoś dnia jakiś biedny głupiec nabierze się na jej
urodę i wpadnie w słodką pułapkę. Loganowi już teraz żal było tego
nieszczęśnika.
Po nieskończenie długim czasie Nicole odwróciła się od okna. Z
przykrością stwierdziła, że uginają się pod nią nogi. Przez kilka godzin
uroczystości pogrzebowych trzymała się dobrze. Musi wytrwać do końca
dnia! Nie może okazać słabości w obecności Logana, który obserwuje ją
niczym wygłodniały kot. No cóż, ale ona nie jest bezbronną myszką. Postąpiła
kilka kroków w kierunku fotela, który stał najdalej od wpatrującego się w nią
mężczyzny, ale w połowie drogi poczuła dłoń na ramieniu i usłyszała pytanie:
- Czy dobrze się czujesz?
Dotyk i głos zaskoczyły ją. Drgnęła i odwróciła się spłoszona, a na twarz
wypełzł niechciany rumieniec. Właściwie była wściekła. Logan przyjechał
przed dwoma dniami i ani razu nie wyraził jej swego współczucia, ani nie
złożył kondolencji. To, że teraz odgrywał rolę opiekuńczego krewnego,
uznała za najczystszej wody hipokryzję.
- Czuję się dobrze. A jak na chwilę usiądę, poczuję się jeszcze lepiej -
odparła sucho. - Nie musisz się o mnie martwić.
2
Logan patrzył na nią jak urzeczony. Twarz, widoczna przez czarną woalkę
spływającą z ronda kapelusza, wydawała się tak delikatna, jakby była
wyrzeźbiona z chińskiej porcelany. Włosów nie widział, gdyż były wysoko
upięte i schowane pod kapeluszem. Zniknęła grzywa i spływające na plecy
złociste fale, które pamiętał z poprzedniej wizyty.
Ujął Nicole pod rękę i doprowadził do fotela.
- Jesteś rozdygotana, uginają się pod tobą nogi - powiedział, ostrożnie ją
sadzając. - Weź się w garść. Lada chwila może ktoś jeszcze przyjechać z
kondolencjami i nie byłoby dobrze, gdyby...
- Nie kończ. Wiem, wszystko wiem - przerwała mu. - Tobie bardziej zależy
na pozorach niż na moim samopoczuciu. Mam po prostu miło się uśmiechać i
nie okazywać emocji. Już mi to kiedyś powiedziałeś...
Logan McNally był diablo przystojnym mężczyzną. Nicole utwierdziła się
w tym przekonaniu jeszcze jako nastolatka. Czarne włosy, czarne brwi, ostre,
niby wykute z granitu rysy twarzy. Przenikliwe spojrzenie i sylwetka, która z
pewnością przyciągała uwagę większości kobiet.
Jednak na Nicole nie robiło to wszystko większego wrażenia. Cóż z tego,
że Logan miał atrakcyjną powierzchowność, skoro jego charakter i sposób
bycia pozostawiały wiele do życzenia. Ona osobiście zawsze uważała go za
wstrętnego egoistę i nadętego aroganta.
- Nie obchodzą mnie pozory - odparł.
- Bardzo cię obchodzą i uciekasz od wszystkiego, co może okazać się dla
ciebie kłopotliwe. Od samego początku moja matka i ja byłyśmy dla ciebie
nieprzyjemnym ciężarem... I pewno teraz cieszysz się w duchu, że masz o pół
kłopotu mniej...
- Co ty za bzdury wygadujesz?!
- Żadne bzdury. I może któregoś dnia osiągniesz pełną satysfakcję, kiedy
przejedzie mnie samochód albo trafi piorun...
- Histeryczka! - warknął groźnie. - Dość tego!
- O! Jestem pewna, że bardzo by ci odpowiadało, gdybym wpadła w
chroniczną histerię, depresję i Bóg wie co jeszcze. Mógłbyś mnie wtedy
ubezwłasnowolnić i przejąć plantację. - Zerwała z głowy kapelusz z woalką i
Logan mógł nareszcie nacieszyć oczy upiętymi na gowie zwojami
przepięknych blond włosów.
Znany mu dawniej podlotek o rozmarzonym, aczkolwiek chwilami bardzo
wrogim spojrzeniu, przeszedł niezwykłą metamorfozę. Dwudziestodwuletnia
kobieta, która teraz przeszywała go wzrokiem na wylot, była bez wątpienia
pięknością, lecz skąd w niej tyle cynizmu i zgryźliwości? Co mogło ją aż tak
3
zmienić? Od śmierci ojca, to znaczy od ponad czterech lat, nie utrzymywał
kontaktu ani z Nicole, ani z jej matką, chociaż obie kobiety nadal mieszkały w
jego rodzinnym domu. Westchnął i podszedł do stolika, na którym stała
kryształowa karafka z whisky. Nalał sobie niewielką szklaneczkę i upił dwa
łyki.
- Dojrzałaś fizycznie, Nicole, ale twój sposób rozumowania nadal
pozostawia bardzo wiele do życzenia - stwierdził.
Nicole poczerwieniała ze złości, ale postanowiła, że nie da się
wyprowadzić z równowagi, jak to bywało dawniej, gdy zbyt gwałtownie
reagowała na jego przycinki. Była już przecież dojrzałą kobietą.
- Za chwilę usłyszę, że plantacja cię nie interesuje... Logan też był
wściekły. Jednym haustem wypił resztę whisky. Nie miał zamiaru okazywać
sympatii tej kobiecie, która w pewnym sensie zabrała mu ojca i rodzinny dom,
ale z drugiej strony rozumiał jej ból. Czuł się nieswojo w towarzystwie tak
zimnej i pomimo młodego wieku już zgorzkniałej osoby.
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że plantacja mnie nie interesuje.
Należy do rodziny McNallych od osiemnastego wieku. Nie chciałbym, aby
majątek przeszedł w obce ręce.
Nicole skrzywiła się, wstała i ruszyła do drzwi.
- Dokąd idziesz? - zawołał za nią Logan.
- Położyć się. A ty możesz zabawić się w pana na włościach. Jestem
pewna, że od dawna marzyłeś o takiej roli. - Wyszła z salonu, nim Logan
zdołał cokolwiek odpowiedzieć. Na górze zamknęła za sobą drzwi sypialni,
przebrała się w szlafrok i ułożyła na łóżku w pozycji półsiedzącej, z głową
obróconą ku szerokiemu oknu, za którym rozciągał się zagajnik drzew
orzechowych.
Ten pierwszy dzień kwietnia był prześliczny. Wiosna już na dobre zawitała
w dolinę Trzcinowej Rzeki. Klomby na zapleczu budynku pyszniły się
kwieciem, zazieleniły się pola obsadzone trzciną.
Nicole uwielbiała tę porę roku, ale teraz była zbyt wyczerpana fizycznie i
psychicznie, by móc się nią cieszyć. Jej życie stało się pasmem udręki, od
chwili gdy przed dwoma laty matka dostała wylewu. Nicole opiekowała się
nią z pełnym poświęceniem - a jednocześnie kończyła studia. Drugi, tym
razem śmiertelny wylew matki był koszmarem. A co najgorsze, koszmar miał
trwać nadal: do czasu wyjazdu Logana lub opuszczenia plantacji przez nią
samą.
Z tymi myślami zasnęła. Gdy się obudziła, było już ciemno, a przede
wszystkim zimno, gdyż leżała bez okrycia. Wstała i podeszła do toaletki.
4
Przed lustrem powyjmowała szpilki z ciasno skręconych włosów, które
kaskadą opadły jej na ramiona. Pochyliła twarz nad lustrem i cmoknęła z
niesmakiem.
Ziemista cera, sińce pod oczami... Gdyby matka zobaczyła ją w takim
stanie, nie odmówiłaby sobie zapewne złośliwego komentarza. Simone była
piękną kobietą, niesłychanie dumną z urody córki, przykładającą dużą wagę
do wyglądu zewnętrznego. Jeszcze tydzień temu stała przed tym samym
lustrem i pomagała córce układać włosy.
Nicole ukryła twarz w dłoniach, usiłując powstrzymać cisnące się do oczu
łzy. Była pewna, że jest sama ze swoim bólem, i wzdrygnęła się, poczuwszy
nagle dwie ciężkie dłonie na ramionach.
Otarła szybko łzy i podniosła głowę.
- Co ty tu robisz? Jakim prawem...! - wykrzyknęła, widząc nad sobą
poważną twarz Logana.
- Pukałem, nikt nie odpowiadał. Zrobiłem kanapki i przyniosłem ci... Jesteś
pewno bardzo głodna. Nic dziś nie jadłaś.
Pierwszym odruchem Nicole było powiedzieć coś uszczypliwego, ale po
krótkim zastanowieniu doszła do wniosku, że powinna pohamować złość.
Logan miał przecież dobre intencje, szczerze mówiąc, mile ją tym zaskoczył.
- Zabierz kanapki na dół. Ubiorę się i zaraz zejdę - odparła.
Logan bez słowa wyszedł, zabierając ze stolika talerz z kanapkami. Położył
na kuchennym stole dwa nakrycia i napełnił szklanki herbatą z lodem. Z
rozrzewnieniem pomyślał o bardzo odległych czasach, kiedy był to jego
rodzinny dom. Zrobiło mu się przykro na myśl, że właśnie śmierć matki
Nicole pozwoliła mu powtórnie poczuć się tu jak u siebie. Nigdy nie pragnął
śmierci Simone, chociaż mimo upływu lat nie potrafił zaakceptować jej
obecności ani w tym domu, ani u boku ojca. Jednakże nie życzył źle jej i jej
córce. Niestety, Nicole miała najwyraźniej zupełnie inne zdanie. Nie po raz
pierwszy zarzuciła mu, że żywiołowo ich nienawidził. Może kiedyś
rzeczywiście tak było, ale to dawne dzieje. Był wtedy młody, reagował
emocjonalnie i szukał ojcowskiej przyjaźni, a one zagarniały Lyle'a wyłącznie
dla siebie. Obecnie nie czuł do Nicole najmniejszej niechęci, choć nie
potrafiłby powiedzieć, co naprawdę odczuwa i jakie ma wobec niej zamiary.
Słysząc lekkie kroki, odwrócił się od kuchennej szafki i zobaczył zgrabną
sylwetkę w dżinsach i niebieskiej trykotowej koszulce, uwypuklającej krągłe
piersi. Piękna kobieta, pomyślał, niesłychanie pociągająca. Tylko ten smutek
na twarzy...
- Do szklanek nalałem zimnej herbaty - oznajmił.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  •