Berg Carol - Rai-Kirah 03 - Odrodzenie(1), BIBLIOTEKA, Antykwariat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
C
AROL
B
ERG
O
DRODZENIE
ODRODZENIE
Tytuł oryginału: RESTORATION
Copyright © 2002, 2006 Carol Berg.
Projekt okładki:
Gabriela Becla i Zbigniew Tomecki
Wszystkie postacie występujące w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do
osób prawdziwych, żyjących lub nie, jest całkowicie przypadkowe.
Wydanie I
Wydawca:
ISA Sp. z o.o.
Tłumaczenie:
Anna Studniarek
Korekta:
Aleksandra Gietka-Ostrowska
Skład:
KOMPEJ
Informacje dotyczące sprzedaży hurtowej, detalicznej i wysyłkowej:
ISA Sp. z o.o. Al. Krakowska 110/114
02-256 Warszawa
tel./fax (0-22) 846 27 59
e-mail: isa@isa.pl
ISBN: 83-7418-085-4
ISBN: 978-83-7418-085-6
Zapraszamy do odwiedzenia naszej strony internetowej: www.isa.pl
Wszystkim prawdziwym bohaterom i bohaterkom
Rozdział pierwszy
Przebywałem w krainie demonów, gdy po raz pierwszy uwierzyłem, że ezzariańskie
historie o bogach są prawdziwe. Jako Ezzarianin od kołyski słyszałem opowieści o Verdonne
i jej synu Valdisie, a moja wiara w ich znaczenie to rosła, to zanikała. Po tym jednak, jak
przeżyłem szesnaście lat w niewoli i odzyskałem swoje życie, zdobyłem niezaprzeczalny
dowód istnienia bogów. Widziałem feadnach, światło przeznaczenia, płonące w duszy
aroganckiego księcia Derzhich, co oznaczało, że dziedzicowi najbardziej wojowniczego z
imperiów dane będzie przeobrazić świat. Jak, poznawszy taki cud, mogłem wątpić w swoje
coraz silniejsze podejrzenia, że mam odegrać jakąś rolę w historii Bezimiennego Boga?
* * *
- Znasz się na tym - powiedziała kobieta zza moich pleców. - Umiesz trzymać
sadzonki.
Wytarłem pot z czoła wierzchem brudnej dłoni i ruszyłem z koszem sadzonek rista
wzdłuż pasa świeżo zaoranej ziemi. Choć wiosenne powietrze nadal było chłodne, poranne
słońce paliło w plecy.
- Mój ojciec pracował na polach Ezzarii - wyjaśniłem. - Dopóki nie zacząłem nauki,
każdego dnia zabierał mnie ze sobą.
Zerwałem dolne liście rośliny, wykopałem dziurę, włożyłem w nią delikatną sadzonkę
i ponownie otoczyłem pierzaste korzenie i źdźbło czarną ziemią. Dodałem do tego proste
zaklęcia pewnego wzrostu i ochrony przed chorobą. Sadzonki rista były wrażliwe, lecz
odpowiednio nawożone i wzmocnione odrobiną czarów przynosiły plon dużo większy i
pewniejszy niż pszenica.
Byłem gościem kobiety i jej męża i by odwdzięczyć się za nocleg, pomagałem im w
polu. Większość mojego życia pełna była przemocy i śmierci, gdy walczyłem w wojnie, która
nie miała końca. Teraz kiedy zrobiłem co mogłem, by zmienić przebieg konfliktu, spokojny
poranek i trochę ziemi za paznokciami sprawiały, że czułem się niemal szczęśliwy.
Kobieta stanęła po drugiej stronie podwójnego rzędu, postawiła swój koszyk i zabrała
się do pracy. Jej błyszczący czarny warkocz zwieszał się na ramieniu, a długie palce zręcznie
sadziły rośliny. Elinor była inteligentna i dużo wiedziała o świecie, mimo że teraz mieszkała
na odludziu. Ale Ezzarian nie znała zbyt dobrze.
- Czyli twój ojciec nie był wojownikiem tak jak ty, nie był... jak to się nazywa?
- Strażnikiem? Nie. Nie miał melyddy, więc nie mógł wybrać sobie zawodu.
Ezzarianie bez prawdziwej mocy muszą robić to, co im nakazano. Ci, którzy mieli w sobie
moc, mogli się rozwijać, podlegali szkoleniu i sami określali sposób, w jaki będą brać udział
w wojnie z demonami. Aż do chwili gdy poznawali nowe prawdy i zdradzali wszystko.
Spojrzała na mnie, nie przerywając pracy.
- Przepraszam. Nie chciałam przywoływać bolesnych wspomnień.
Usiadłem, by złagodzić skurcz w prawym boku - nóż o jeden raz za dużo wbity w te
mięśnie, ostatnia głęboka rana, nieumiejętnie wyleczona. Po ośmiu miesiącach zacząłem się
obawiać, że bolesne napięcie wywołują wewnętrzne blizny i że już nigdy mnie nie opuści.
Niemiła to perspektywa dla wojownika - nawet takiego, który nie zamierza już nigdy
podnieść miecza.
- We wspomnieniach ojca nie ma bólu, pani Elinor. Był jednym z najlepszych ludzi,
jakich znałem. Choć uprawianie roli nie było drogą, jaką by sobie wybrał, gdyby mógł,
cieszył się życiem. Od niego dowiedziałem się więcej o prawdziwych wartościach niż od
wszystkich uczonych mentorów razem wziętych.
Wysoka kobieta przysiadła na piętach i przyjrzała mi się dumnie jak królowa.
Zaczerwienione ręce i prosta, znoszona tunika nie mogły ukryć jej dojrzałej urody. Ciemne,
lekko skośne oczy i błyszcząca, czerwono-złota skóra świadczyły ojej ezzariańskim
pochodzeniu, choć dorastała z dala od naszych deszczowych wzgórz i lasów.
- Chodzi o to, że tak mało mówisz o Ezzarii, Seyonne, a ja wiem, jak Ezzarianie
kochają swoją ojczyznę. Pomyślałam, że może jest ci ciężko, gdy ktoś o tym wspomina, bo
teraz cię tam oczerniają. - Elinor była bardzo bezpośrednia. Zwykle lubiłem to u swoich
przyjaciół.
Oczywiście, nazwanie Elinor przyjaciółką byłoby zarozumiałością. Spędziliśmy kilka
godzin w swoim towarzystwie, rozmawiając o pogodzie i grupie banitów prowadzonej przez
jej brata Blaise'a. Ale tak naprawdę nie wiedzieliśmy o sobie nic poza kilkoma drobiazgami.
Sama była niegdyś banitką i buntowała się przeciwko cesarstwu Derzhich, ale teraz osiadła w
tej pięknej dolinie, gdzie wraz z mężem wychowywała dwuletnie dziecko. Ja byłem
czarodziejem, trzydziestoośmioletnim wojownikiem, obecnie w stanie spoczynku, a w mojej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]