Beśka Krzysztof - Autoportret z samowarem, Polscy autorzy(2)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Spis treściKarta tytułowaProlog (Warszawa, początek sierpnia 1939 roku)Rozdział pierwszy (1938)Rozdział drugi (1917)Rozdział trzeci (1938)Rozdział czwarty (1918)Rozdział piąty (1939)Rozdział szósty (1918)Rozdział siódmy (1939)Epilog (Warszawa, początek września 1939 roku)Karta redakcyjnaTylne drzwiczki taksówki, która zatrzymała się napodjeździe zaplecza muzeum, otwierały się na raty. Jakbyten, kto nią przyjechał, nie mógł się zdecydować: wyjśćczy może zostać. Wreszcie z samochodu wygramolił sięmężczyzna w średnim wieku, przy tuszy. Ubrany byłw jasny, nieco wymięty garnitur. W ręku trzymał teczkę.W drzwiach budynku stanęła szczupła blondynka.– Dobrze, że pan już jest!– Dzień dobry, pani Dominiko. – Mężczyzna sapnął,niespiesznie przełożył teczkę z prawej do lewej ręki, poczym ścisnął dłoń dziewczyny.– Czy dobry, to się jeszcze okaże. Chodźmy. Wszyscyjuż czekają.Oboje zniknęli w drzwiach budynku z jasnegopiaskowca.Doktor Jarosław Edmund Szwarc, bo tak nazywał sięi taki tytuł naukowy miał mężczyzna przywiezionywczesnym przedpołudniem do głównego gmachuMuzeum Narodowego w Warszawie, był jednymz najbardziej cenionych ekspertów od autentycznościobrazów, wybitnym specjalistą od malarstwa polskiegoprzełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku.– Pan wie, co się u nas dzieje – perorowała kobieta, gdypokonywali korytarze; ona z łatwością, on z trudem,starając się dotrzymać jej kroku. – Od tygodnia mamyinwentaryzację.– Tak, słyszałem o tym.– Chodzi przede wszystkim o to, co znajduje sięw piwnicach. Sama nie wiedziałam, że jest tego aż tyle.Obrazy, rzeźby, szkice… Gdyby chcieć to wszystkopokazać ludziom, trzeba by dwa razy więcej sal, niżmamy teraz… A wczoraj wieczorem nasi pracownicynatknęli się na dość zagadkowy eksponat.– Dlaczego zagadkowy?– Bo nie figuruje w żadnym z katalogów. Nie jestnawet ocechowany.W gabinecie dyrektora było siedem osób. Większośćotaczała stojący na środku stół, kilka siedziało nakrzesłach pod ścianą. Ktoś stał w oknie i wyglądał naniezainteresowanego, choć tylko pozornie, ponieważw pomieszczeniu nie było postronnych. Brakowało tylkokłębów tytoniowego dymu. Prawie wszystkich JarosławEdmund Szwarc znał z widzenia, kilku osobiście.– Jest i pan profesor! – Przez gwar przebił się głosdyrektora placówki, który tak zwykł tytułować Szwarca. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  •