Bagley Desmond -- List Vivero, !!! 2. Do czytania, Powieści historyczne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DESMOND BAGLEY
LIST VIVERO
Przełożył:
ANDRZEJ GOSTOMSKI
ROZDZIAŁ 1
Drogę do West Country pokonałem w dobrym czasie. Szosa była pusta i tylko od
czasu do czasu oślepiał mnie jakiś samochód nadjeżdżający z przeciwka. Za Honiton
zjechałem z drogi, wyłączyłem silnik i zapaliłem papierosa. Nie chciałem zjawić się na farmie
o tak nieprzyzwoicie wczesnej porze. Poza tym chciałem jeszcze przemyśleć parę rzeczy.
Mówi się, że ten, kto podsłuchuje, nigdy nie usłyszy komplementów na swój temat. Z
punktu widzenia logiki takie stwierdzenie ma wątpliwą wartość, ale nie udało mi się
podważyć go empirycznie. Nie zamierzałem podsłuchiwać - są takie sytuacje, gdy nie można
się taktownie wycofać - po prostu przypadkowo usłyszałem opinię o sobie, której wolałbym
chyba nie znać.
Zdarzyło się to poprzedniego dnia na przyjęciu, jednym ze zwykłych, na wpół
improwizowanych spotkań, w które obfituje rozbawiony Londyn. Poszliśmy na imprezę, bo
Sheila tego chciała, a jej znajomy był znajomym gospodarza. Dom znajdował się w tej części
Golders Green, którą mieszkańcy chętniej nazywali Hampstead, a właścicielem był
przedsiębiorczy młodzieniec świetnie zorientowany w sprawach mody. Pracował w
przemyśle płytowym, a w wolnych chwilach uczestniczył w wyścigach samochodowych.
Swoją uwagę poświęcał mniej więcej w połowie ględzeniu o teoriach Marshalla, MacLuhana,
w połowie zaś wyścigom formuły I na torze Brand's Hatchery. Wszystko to nadwerężało
bębenki moich uszu. Ani Sheila, ani ja nie znaliśmy go osobiście - była to właśnie tego
rodzaju impreza.
Najpierw zostawiało się płaszcze w sypialni, a potem człowiek zanurzał się w szum
bezładnej paplaniny, ściskał szklankę ciepłej whisky i rozpaczliwie usiłował nawiązać kontakt
z ludźmi. Większość z nich była sobie obca, mimo że sprawiali wrażenie, jakby znali się od
lat, co stwarzało dodatkową trudność dla samotnego intruza. W panującym gwarze
usiłowałem uchwycić sens słownego ping - ponga, który zastępuje przy takich okazjach
zwyczajne rozmowy, ale wkrótce mnie to znudziło. Jednak Sheila najwyraźniej nieźle sobie
radziła, więc widząc, że się to zapowiada na dłużej, westchnąłem i sięgnąłem po następnego
drinka.
W połowie wieczoru zabrakło mi papierosów. Pamiętałem, że gdzieś w kieszeni
płaszcza miałem nową paczkę, więc udałem się do sypialni. Ktoś zabrał płaszcze z łóżka i
rzucił je na podłogę za dużym awangardowym parawanem. Grzebałem w tej stercie, usiłując
odnaleźć swój, gdy ktoś wszedł do pokoju. Usłyszałem kobiecy głos:
- Ten facet, z którym przyszłaś, to zupełny dureń, no nie?
Po głosie łatwo rozpoznałem niejaką Helen, blondynkę, którą przyprowadził jakiś
facet będący typową duszą towarzystwa. Sięgnąłem do kieszeni płaszcza, znalazłem
papierosy i nagle znieruchomiałem, słysząc Sheilę:
- Owszem.
- Nie wiem, po co sobie zawracasz nim głowę - powiedziała Helen.
- Też nie wiem - roześmiała się Sheila. - Zawsze lepiej mieć pod ręką jakiegoś
mężczyznę. Dziewczyna powinna mieć się z kim pokazać.
- Mogłaś wybrać kogoś weselszego. Ten to zupełny ponurak. Co on robi?
- Chyba jest księgowym. Nie mówi zbyt wiele na ten temat. Ot, taki szary człowieczek
na szarej posadce. Rzucę go, gdy tylko znajdę sobie kogoś ciekawszego.
Pozostałem za parawanem w śmiesznym półprzysiadzie. Po tym, co usłyszałem, z
pewnością nie mogłem się pokazać. Dobiegało mnie przytłumione trajkotanie od strony
toaletki, gdzie dziewczyny poprawiały makijaż. Przez kilka minut paplały o fryzurach, po
czym Helen zapytała:
- Co się stało z Jimmym Jak - mu - tam?
- O, ten był zbyt drapieżny - zachichotała Sheila. - Przebywanie w jego towarzystwie
nie było bezpieczne. Podniecający, owszem, ale w ubiegłym miesiącu firma wysłała go za
granicę.
- Nie sądzę, żeby ten obcy mu dorównywał.
- Jemmy jest w porządku - odparła Sheila zdawkowo. - Nie muszę się przy nim
martwić o cnotę. To, dla odmiany, bardzo uspokajające.
- A może to pedał? - spytała Helen.
- Nie wydaje mi się - odrzekła Sheila, ale w jej głosie dźwięczała nuta wątpliwości. -
Sądząc z zachowania, nie.
- Nigdy nie wiadomo. Wielu z nich dobrze się maskuje. Jaki ładny odcień szminki, co
to jest?
Ponownie zaczęły paplać o błahostkach, podczas gdy ja pociłem się za parawanem.
Wydawało się, że upłynęła godzina, zanim skończyły, mimo że w rzeczywistości nie trwało
to dłużej niż pięć minut. Kiedy wreszcie usłyszałem trzaśniecie drzwiami, ostrożnie wstałem,
wyszedłem z ukrycia i zszedłem na dół, by znowu wmieszać się w tłum gości.
Cierpliwie dotrwałem do chwili, gdy Sheila miała dość, i odwiozłem ją do domu.
Byłem prawie zdecydowany, by jej udowodnić w jedyny możliwy sposób, że nie jestem
pedałem, ale szybko porzuciłem tę myśl. Gwałt nie należy do moich ulubionych rozrywek.
Wysadziłem Sheilę w pobliżu mieszkania, które zajmowała z dwiema innymi dziewczynami,
i serdecznie pożegnałem się. Musiałbym być bardzo spragniony czyjegoś towarzystwa, by
chcieć zobaczyć się z nią ponownie.
Szary człowieczek na szarej posadce... czy rzeczywiście tak widzieli mnie inni? Nigdy
się nad tym specjalnie nie zastanawiałem. Jak długo interesy oparte będą na cyfrach, tak
długo potrzebni będą księgowi, żeby w nich mieszać. Zajęcie to zresztą nigdy nie wydawało
mi się szarą robotą, zwłaszcza po wprowadzeniu komputerów. Nie mówiłem o swojej pracy,
bo czyż jest to temat do rozmowy z dziewczyną? O zaletach języków komputerowych takich
jak COBOL czy ALGOL nie da się gawędzić tak błyskotliwie, jak o tym, co powiedział John
Lennon na ostatniej sesji nagraniowej. Tyle o pracy, ale co ze mną? Czy rzeczywiście nie
mam klasy i jestem bez gustu? Szary i mało interesujący? Bardzo możliwe, że właśnie tak
mnie widzą inni. Nigdy nie należałem do tych, co to mają serce na dłoni, byłem też może jak
na dzisiejsze czasy zbyt zasadniczy. Nie odpowiadała mi atmosfera swobody obyczajowej
Anglii połowy lat sześćdziesiątych - tandetna, szalona, niekiedy wprost wulgarna. Mogłem się
bez tego obejść. Cóż, taki ze mnie Johnny Niedzisiejszy.
Sheilę poznałem przed miesiącem zupełnie przypadkowo. Teraz, przypominając sobie
rozmowę podsłuchaną w sypialni, wiem, jak to musiało wyglądać. Jimmy Jak - mu - tam
akurat zniknął z jej życia, więc przyczepiła się do mnie. Miałem przez jakiś czas pełnić
funkcję substytutu.
Z różnych powodów, z których najważniejszy można wyrazić przysłowiem: „Kto się
raz sparzył, ten na zimne dmucha”, nie miałem zwyczaju wskakiwać na oślep do łóżka
dopiero co poznanej dziewczyny. Jeżeli więc Sheila tego się spodziewała czy nawet pragnęła,
wybrała nieodpowiedniego faceta. Cóż to za cholerne towarzystwo, w którym każdego nieco
bardziej wstrzemięźliwego mężczyznę natychmiast posądza się o homoseksualizm.
Być może byłem głupi, biorąc sobie tak mocno do serca tę złośliwą gadaninę pustych
kobiet, ale spojrzenie na siebie oczyma innych bywa zbawienne, skłania do przyjrzenia się
sobie z dystansu. I to właśnie czyniłem, siedząc w samochodzie w pobliżu Honiton.
Krótka charakterystyka: Jeremy Wheale, z dobrego ziemiańskiego rodu o silnych
tradycjach rodzinnych. Wstąpił na uniwersytet, może nie najlepszy, ale skończył w nim z
wyróżnieniem matematykę i ekonomię. Obecnie, w wieku trzydziestu jeden lat, księgowy
wyspecjalizowany w obsłudze komputerów, z dobrymi perspektywami na przyszłość.
Charakter: introwertyk, zamknięty w sobie, ale nie przesadnie. W wieku 25 lat przeżył
płomienny romans, który wyjałowił go uczuciowo. Obecnie ostrożny w kontaktach z
kobietami. Hobby - w zaciszu czterech ścian rozrywki matematyczne i szermierka, na
wolnym powietrzu - nurkowanie z akwalungiem. Majątek w gotówce, na bieżącym rachunku
bankowym 102 funty, 18 szylingów i 4 pensy, papiery wartościowe i akcje o wartości
rynkowej 940 funtów. Do tego przestarzały ford cortina, w którym właśnie siedzi i rozmyśla,
jeden zestaw hi - fi wysokiej klasy, jeden komplet sprzętu do nurkowania w bagażniku
samochodu. Pasywa - własna osoba.
I cóż w tym złego? Pomyślmy raczej, co w tym wszystkim dobrego? Może Sheila
miała rację, określając mnie jako szarego człowieka, ale tylko w pewnym sensie. Spodziewała
się Seana Connery'ego przebranego za Jamesa Bonda, a dostała mnie - po prostu dobrego,
staroświeckiego, przeciętnego człowieka.
Sprawiła jednak, że spróbowałem spojrzeć na siebie obiektywnie, a to, co zobaczyłem,
nie napawało optymizmem. Patrząc w przyszłość tak daleko, jak tylko potrafiłem, widziałem
siebie, jak układam coraz bardziej skomplikowane programy do coraz bardziej
skomplikowanych komputerów na żądanie ludzi, którzy zrobili majątek. Bezbarwna
perspektywa, by nie określić tego nadużywanym już słowem - szara! A może wpadłem w
rutynę i przejąłem zachowanie typowe dla ludzi w średnim wieku, zanim jeszcze nadszedł
mój czas?
Wyrzuciłem przez okno niedopałek trzeciego papierosa i uruchomiłem silnik. Nie
sądziłem, żebym mógł wiele zmienić, i czułem się całkiem zadowolony ze swojego losu.
Chociaż już może nie tak szczęśliwy i zadowolony jak przedtem, zanim Sheila wsączyła we
mnie swą truciznę.
Z Honiton do farmy w pobliżu Totnes jest około półtorej godziny jazdy, jeśli wyjedzie
się wcześnie rano, by uniknąć weekendowego tłoku na obwodnicy Exeteru. Dokładnie po 90
minutach zatrzymałem się, tak jak to zawsze robiłem, na poboczu przy Outler's Corner, gdzie
teren opadał w dolinę i otwierała się przerwa w wysokim żywopłocie. Wysiadłem z
samochodu i wygodnie oparłem się o ogrodzenie.
Urodziłem się tutaj trzydzieści jeden lat temu, na farmie, która przytulona do doliny
pozostawała z nią w takiej harmonii, jak gdyby była tworem natury, a nie dziełem człowieka.
Wybudował ją Wheale i Wheale'owie mieszkali na niej już ponad czterysta lat. Zgodnie z
rodzinną tradycją najstarszy syn dziedziczył farmę, a młodsi zaciągali się na statki.
Naruszyłem te reguły, oddając się interesom, ale mój brat, Bob, trzymał się farmy Hay Tree i
dbał o ziemię. Nie zazdrościłem mu tego, gdyż był lepszym farmerem, niż ja mógłbym
kiedykolwiek zostać. Nie pociąga mnie ani hodowla bydła, ani owiec i przy tego rodzaju
pracy dostałbym chyba kręćka. Obecnie cały mój wkład polega na pomocy w prowadzeniu
prawidłowej księgowości i doradzaniu Bobowi w sprawach inwestycji.
Wśród Wheale'ów byłem nietypową jednostką. Na końcu długiej linii łowców lisów,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  •