Bettelheim Bruno - Cudowne i pozyteczne ebook(1), B. Bettelheim - Cudowne i pożyteczne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
BRUNO BETTELHEIM
CUDOWNE I POŻYTECZNE
O znaczeniach i wartościach baśni
Przełożyła, wprowadzeniem, objaśnieniami i posłowiem opatrzyła Danuta Danek
WARSZAWA 1996
Tytuł oryginału: The Uses of Enchantment. The Meaning and Importance of Fairy Tales.
Wprowadzenie do drugiego wydania przekładu polskiego
Pierwsze wydanie niniejszego przekładu, które ukazało się w 1985 roku, zostało doszczętnie
zaczytane. Miałam możność przekonywać się przy różnych okazjach, że książka zyskała
czytelników w najróżniejszych kręgach, daleko wykraczających poza krąg osób mających już
pewne przygotowanie w dziedzinie psychologii współczesnej, a zwłaszcza psychoanalizy. Nawet
dla nich okazała się w pełni przystępna, osobiście przejmująca, fascynująca. Pojęcia bowiem,
którymi posługuje się autor, stają się zrozumiałe w toku jego rozważań również wtedy, jeżeli nie
miało się dotychczas okazji, aby zetknąć się bliżej z psychoanalitycznym rozumieniem człowieka.
Ta czarująca -jak zgodnie wyznają czytelnicy - opowieść o baśniach to poza wszystkim innym,
pełen konkretnych treści, a nie abstrakcyjny, żywy, a nie akademicki, osobiście poruszający
elementarz psychoanalityczny dla wszystkich. Pomagający nam lepiej zrozumieć siebie samych, a
przez to też innych, i dzięki temu - umieć czynić w życiu dobrze.
Z myślą jednak o czytelnikach z kręgów najszerszych, a przede wszystkim o młodzieży,
wprowadziłam w niektórych miejscach niniejszego, drugiego wydania przekładu polskiego pewne
proste wyjaśnienia - aby ułatwić wstępną orientację - gdy ważne pojęcie psychoanalityczne pojawia
się po raz pierwszy, a najbliższy kontekst nie od razu pozwala uchwycić jego sens.
Uważam za bardzo ważne, aby książka ta mogła być czytana właśnie także przez młodzież, już tę
szkolną młodzież, ze starszych
5
klas. Bo że jest lekturą młodzieży studenckiej, i to na różnych kierunkach studiów, o tym, będąc
nauczycielem akademickim, mam okazję przekonywać się nieraz.
Ale właśnie starsza młodzież szkolna - ile już ona mogłaby z obcowania z tą książką, z wejścia w
jej świat, skorzystać! Wprowadzono w szkołach przedmiot nauczania nazwany wychowaniem do
życia w rodzinie. Przecież dzieci, młodzież, już żyją w rodzinach! W większości, bo i rodzina
niepełna jest rodziną, a nawet dzieci wychowujące się w instytucjach opiekuńczych znają
zazwyczaj coś z życia rodzinnego. Przecież rodzina to nie jest coś, do czego młodzież szkolna
dopiero zmierza, co dopiero czekają w przyszłości, o czym ma się dopiero dowiadywać od osób
trzecich, w słowach - to jest realność jej aktualnego życia, realność jej własnego, tu i teraz,
doświadczenia. Pomóc zrozumieć tę realność aktualnego życia, pomóc zrozumieć własne
doświadczenie, pomóc zrozumieć, co i dlaczego dzieje się między członkami własnej rodziny
dobrze - jeżeli dzieje się dobrze, a co i dlaczego dzieje się między jej członkami źle -jeżeli dzieje
się źle: czy jest lepszy sposób przyczynienia się do tego, aby w tej rodzinie, którą młoda
dziewczyna czy młody chłopiec być może sami stworzą, mogło dziać się równie dobrze albo aby
nie działo się równie źle?
Taką właśnie nieocenioną pomoc może przynieść ta książka. Oczywiście, może pomóc w
zrozumieniu siebie i innych każdemu, niezależnie od wieku i momentu życiowego. Bo nie jest to
bynajmniej tylko książka o baśniach i dzieciach, i o rodzinie.
W niniejszym, drugim wydaniu przekładu polskiego wprowadziłam też inne jeszcze zmiany. Wiążą
się one z tym, czego nauczyłam się od czasu jej pierwszego wydania, przede wszystkim przy pracy
nad tłumaczeniem późniejszej książki Brunona Bettelheima, Freud i dusza ludzka .
*B. Bettelheim, Freud i dusza ludzka. Przełożyła i przedmową opatrzyła D. Danek. Biblioteka
Myśli Współczesnej, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1991, wydanie drugie Jacek
Santorski and Co. Agencja Wydawnicza, Warszawa 1994. Cytaty podaję według wydania
drugiego.
6
Poświęcił ją autor właśnie sprawom przekładowym. Będąc podobnie jak Freud wiedeńczykiem, dla
którego język niemiecki był językiem ojczystym, a zyskawszy też gruntowne obycie z językiem
angielskim, bo w połowie życia, w czasach hitlerowskich, zmuszony był emigrować do Stanów
Zjednoczonych i odtąd prowadził pracę psychoterapeutyczną, wykładał i pisał po angielsku,
Bettelheim pokazał w tej książce, jakim zniekształceniom uległa psychoanaliza Freuda - a nawet
sam wizerunek Freuda jako człowieka - w tłumaczeniach jego pism na angielski. Na wybranych
przykładach przedstawił, jak najważniejsze pojęcia psychoanalityczne wprowadzone przez Freuda
brzmią i znaczą w oryginale niemieckim, a jak mylnie, nawet wbrew sensom i duchowi oryginału,
przetłumaczono je na język angielski i wprowadzono w powszechne użycie w dziedzinie
psychoanalizy na obszarze kultury anglosaskiej. Tu właśnie, w tłumaczeniach angielskich,
nastąpiło to, co nie tylko stworzyło wprowadzający w błąd obraz psychoanalizy, ale nierzadko
zniechęca do niej, i zupełnie słusznie: tłumacze angielscy zrobili z niej sztuczny profesjonalny
żargon, pełen wysilonych terminów, abstrakcyjnych pojęć i dogmatycznych twierdzeń. Żargon,
który przez to nie może też budzić w nikim żadnego oddźwięku osobistego, nie mówiąc już o
głębszym osobistym zaangażowaniu. Żargon dotyczący zawsze innych - a nie mnie.
Tymczasem prawdziwy obraz psychoanalizy Freudowskiej i stworzone przez Freuda językowe
środki wyrazu, służące ujmowaniu jego odkryć, są inne.
Język ma w dziele Freuda przeogromne znaczenie; jest to najwspanialsze narzędzie jego kunsztu.
Posługuje się on językiem niemieckim w sposób nie tylko mistrzowski, ale często poetycki; z
reguły wyraża swoje myśli zgodnie z prawdziwą sztuką wymowy. Wiedzą to i uznają powszechnie
ci, którzy poznali jego pisma w oryginale. [...] Myśl Freudowska, odarta z właściwego słowa czy
pozbawiona odpowiedniego ujęcia, zamienia się w grube
7
uproszczenie, a nawet ulega całkowitemu zniekształceniu.
Jaka zaś była podstawowa zasada językowa tworzonych przez Freuda, nowych
psychoanalitycznych pojęć?
Wszędzie tam, gdzie w przekonaniu Freuda było to tylko możliwe, starał się on przekazywać swoje
nowe idee za pomocą najzwyklejszych słów, z którymi czytelnik jego obeznany był od
dzieciństwa; [...]. Kiedy dla przekazania czegoś zwykle, codzienne słowa okazywały się
niewystarczające, z owych zwykłych słów tworzył nowe, często przez połączenie dwu takich słów,
co jest nagminną praktyką w języku niemieckim. Jedynie wtedy, kiedy słowa będące w
powszechnym użyciu - nawet wyposażone w nowe znaczenia albo połączone ze sobą czy
uszeregowane - nie przekazywały w odpowiedni sposób tego, co chciał wyrazić, uciekał się do
greki lub łaciny, jak w przypadku terminu „zespół edypalny”, który wiąże się z mitem greckim.
Nawet wówczas jednak wybierał określenia, o których wiedział, że nie będą jego czytelnikowi
obce i że dzięki temu czytelnik wyposaży je w te ważne składniki znaczeniowe, które w
zamierzeniu Freuda służyć miały przekazywaniu zarówno jawnych sensów, jak sensów ukrytych,
głębszych. Zakładał, że czytelnicy jego to osoby wykształcone, ludzie wychowani na klasykach,
podobnie jak on sam. (Za czasów Freuda w Gymnasium greka i łacina były przedmiotami
obowiązkowymi.)
Tymczasem podstawową tendencją przekładów angielskich, jak pokazał Bettelheim jest tendencja
dokładnie przeciwna: zastępowanie zwykłych, codziennych słów oryginału niemieckiego
sztucznymi terminami specjalistycznego języka medycznego, a przede wszystkim - równie
sztucznymi zapożyczeniami z greki i łaciny. I to w czasach, gdy powszechniejsza znajomość obu
tych martwych ję-
* Tamże, s. 28-29.
** Tamże, s. 29.
8
zyków (i związanej z nimi starożytnej kultury europejskiej) jest praktycznie równa zeru, gdy są to
więc języki martwe podwójnie. A psychoanaliza, przeciwnie, dotyczy żywego życia ludzkiego,
życia naszego powszedniego.
Tendencja, o której mowa, doprowadziła do szczególnie dotkliwego zniekształcenia trzech
najważniejszych pojęć Freuda, których mylne odpowiedniki, wprowadzone w tłumaczeniach
angielskich, zostały stamtąd niestety przejęte w powojennych tłumaczeniach pism Freuda na język
polski, i dlatego kwestia ich właściwego przekładu jest równie ważna, jeśli chodzi o tłumaczenia
polskie: dotyczy polskiej terminologii psychoanalitycznej.
Te trzy terminy to łacińskie nazwy id, ego i superego, które nie są bynajmniej, jak się u nas
powszechnie sądzi, terminami wprowadzonymi w tym brzmieniu przez Freuda, lecz zostały
wykoncypowane przez niefortunnych tłumaczy angielskich. Nie występują też w tłumaczeniach
terminologii Freudowskiej na inne języki, poza angielskim - i polskim (ale w dawniejszych
polskich przekładach było inaczej). W języku francuskim na przykład stworzono odpowiedniki z
najzwyklejszych zaimków należących do mowy codziennej: le ca, le moi, le surmoi, dokładnie na
wzór Freudowskich terminów niemieckich; podobnie jest w języku włoskim i hiszpańskim.
Trzy najważniejsze pojęcia teoretyczne Freuda oddawane są w przekładach angielskich nie przez
wyrażenia angielskie, ale w języku, którego w naszych czasach używa się powszechniej już tylko
przy wypisywaniu recept lekarskich. Przedstawiając funkcjonowanie naszej psychiki, Freud
posługuje się pojęciami tego, co świadome, przedświadome i nieświadome. Procesy psychiczne, o
jakie mu chodzi, to procesy wewnętrzne i zindywidualizowane. Szukając odpowiednich nazw na
ich określenie, Freud wybrał słowa, które należą do pierwszych słów, jakich uczy się każde dziecko
mówiące po niemiecku. Na oznaczenie nieznanych, nieświadomych treści psychicznych wybrał
zaimek osobowy es (ang. it, polskie „to, ono”), nadając mu formę rzeczownikową: das Es. Ale
znaczenie tego terminu można
9
w pełni uchwycić dopiero w zestawieniu z zaimkiem ich (ang. I, polskie ,ja”), któremu Freud
również nadal formę rzeczownikową: das Ich. O jakie treści chodziło mu w tych terminach,
pokazuje on jasno w pracy Das Ich wid das Es, w której po raz pierwszy wprowadził te
przeciwstawne, a zarazem uzupełniające się pojęcia. To, że w przekładach angielskich stosuje się
łacińskie odpowiedniki owych zaimków osobowych: ego i id, a nie odpowiednie wyrażenia
angielskie, sprawia, iż mamy tu do czynienia z zimną terminologią techniczną, pozbawioną
jakichkolwiek skojarzeń osobistych. W języku niemieckim zaimki, którymi posługuje się Freud,
mają oczywiście głębokie znaczenie emocjonalne, jako że czytelnik niemiecki używa ich przez cale
życie; starannie obmyślony przez Freuda wybór tych słów ułatwia mu intuicyjne zrozumienie
przekazywanych sensów.
Żadne słowo nie ma tak bogatych i tak osobistych konotacji jak zaimek „ja”. Jest to jedno z
najczęściej używanych słów w mowie codziennej, a co jeszcze ważniejsze, jest to słowo
najbardziej i n d y w i d u a l i z u j ą c e. Przez niewłaściwe oddanie das Ich jako ego, stworzono
żargon, w którym całkowicie znika osobiste zaangażowanie, z jakim mówimy „ja” - nie
wspominając już o tym, że znika nasza podświadoma pamięć głębokich przeżyć z czasów, gdy
ucząc się mówić ,ja”, odkryliśmy siebie samych. Nie wiem, czy Freud znal powiedzenie Ortegi y
Gasseta, że tworzenie pojęć to zatracanie więzi z rzeczywistością, ale na pewno wiedział o tej
prawdzie i starał się jak mógł uniknąć tego niebezpieczeństwa. Tworząc pojęcie das Ich, powiązał
je z rzeczywistością - przez wybór słowa - tak ściśle, że w praktyce niemożliwością jest użyć tego
terminu w sposób pozbawiający go owej więzi. Kiedy czytamy lub mówimy ,ja”, zmusza nas to do
introspekcyjnego spojrzenia na samych siebie. Inaczej jest natomiast w przypadku, gdy
dowiadujemy się, że ego posługuje się w walce z id określonymi mechanizmami, takimi jak
przemieszczenie czy projekcja - wówczas bowiem mamy do czynienia z czymś, co można badać z
zewnątrz, obserwując innych. Tego rodzaju przekład - niewłaściwy
10
i błędny, jeśli chodzi o budzony oddźwięk emocjonalny - sprawia, że psychologia o charakterze
introspekcyjnym zostaje przekształcona w psychologię typu behawioralnego, w której obserwacje
dokonywane są z zewnątrz. Rzecz prosta, w taki właśnie sposób większość ludzi w Ameryce
pojmuje i stosuje psychoanalizę.*
Sprawa tych trzech terminów jest tak podstawowa, że z rozważań Bettelheima muszę przytoczyć
przynajmniej jeszcze dwa fragmenty.
Wprowadzając terminy ego i id, stworzono sztuczny język konceptualny, a przecież psychoanaliza
zmierza przede wszystkim do tego, aby pomóc nam w uporaniu się z najmniej konceptualnymi
przejawami naszej psychiki - z tym wszystkim, co w nas najpierwotniejsze, najbardziej
irracjonalne, a co daje się wyrazić (jeżeli jest to w ogóle możliwe) wyłącznie w języku
najprostszym, najmniej wyszukanym. Rozróżnienie między ja a (o jest dla nas bezpośrednio
zrozumiałe i jasne, i nie wymaga żadnych zgoła psychoanalitycznych wyjaśnień, bo znamy je z
naszego sposobu mówienia o sobie. Gdy na przykład powiadamy: ,ja poszedłem tam”, wiemy, co
uczyniliśmy i z jakich powodów. Kiedy natomiast mówimy: „popchnęło mnie to w tym kierunku”,
dajemy wyraz poczuciu, że coś w nas - nie wiemy, co - zmusiło nas do określonego działania. Jeśli
osoba cierpiąca na depresje powiada: „znowu mnie to naszło”, daje jasny wyraz poczuciu, że ani jej
intelekt, ani świadomość, ani wola nie mają udziału w tym, co się z nią dzieje - że jest ona w mocy
sił będących poza zasięgiem jej wiedzy i kontroli.**
Bettelheim wyjaśnia także, dlaczego niewłaściwy jest wprowadzony przez tłumaczy angielskich
termin superego:
* Tamże, s. 69-70.
** Tamże, s. 72-73.
11
W trzecim pojęciu, również wprowadzonym przez Freuda w pracy Das Ich und das Es - w pojęciu
das uber-Ich, które czytelnicy przekładów angielskich znają jako superego, połączone są dwa słowa
należące do potocznej niemczyzny. W złożeniu tym najważniejsza jest druga część, która
uwydatnia, że pojęcie to odnosi się do czegoś, co stanowi integralną część każdej osoby - do
pewnego wewnętrznego urządzenia kontrolnego (często sprawującego kontrolę nadmierną), które
każda osoba sama w sobie wytwarza pod wpływem potrzeb wewnętrznych i uwewnętrznionego
nacisku świata zewnętrznego. Funkcją przyimka uber („ponad, nad”) jest oddzielenie sfery das
uber-Ich od sfery das Ich.
Błędny odpowiednik superego wprowadzony do przekładów angielskich rychło się przyjął i
obecnie częściej i powszechniej używa się tego słowa niż słów ego czy id. Ludzie, którym nigdy
nie przyjdzie na myśl, aby mówić o swoim czy cudzym ego lub id, swobodnie mówią o swoim czy
cudzym superego. Powodem jest tu może okoliczność, że nie było dotąd słowa, które zawierałoby
nie tylko treści wyrażone w słowie „sumienie” - te treści owo stare słowo oddaje bardzo dobrze -
lecz miało także szerszy sens, obejmujący zarówno świadome i w znacznej mierze uzasadnione
przejawy tej kontroli wewnętrznej, jak przejawy nieświadome, nieuzasadnione, przejawy, które
mają charakter przymusowy, prześladowczy i wiążą się z samoukaraniem.
W systemie pojęciowym Freuda ja, to i nad-ja są tylko różnymi czynnikami całości naszej psychiki,
zawsze i nieodłącznie związanymi ze sobą; oddzielić je można wyłącznie w teorii. Każdy z nich
pełni w sobie właściwy sposób doniosłą a odmienną rolę w funkcjonowaniu psychiki, acz ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  •