Baczyński Krzysztof Kamil - Poematy, Poezja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Krzysztof Kamil Baczy�skiPoematySpis tre�ciCie� z obozuOrfeusz w lesie�owyOlbrzym w lesieWyb�rCie� z obozuPrzychodzi� do niej we �nie d�ugi cie�,ch��d wia�, w b��kitne szk�o przemienia� d�onie;s�ysza�a co dzie� kroki. Wia�a mokra sie�i pory roku, deszcze jak spienione konieporywa�y za sob� drzewa i niebiosa,pochmurne, to zn�w bia�e. �nie�yce na w�osachzostawia�y jej p�atki, cichym rylcem ��obi�c.Zamienia�a si� w pomnik powoli, nieznacznie,noc� czekaj�c dnia, kt�ry j� rze�bi� zacznie,a dniem na noc czekaj�c, na spl�tany k��bciemnych organ�w ciszy, kt�re wia�y w g��b,jak wir lodowej rzeki. I hucza�a trwoga.Przychodzi� do niej we �nie d�ugi cie�,rozchyla� p�atki nocy, co pod jej r�k�rozwija�y si� szumi�c jak spalony kwiat,i nazywa� imieniem pory wszystkich lat,i zamyka� skinieniem sny jak morza l�ku.I przyszed� pierwszy raz, i nawia� ob�ok bia�y,a ch�odne bry�y lodu tej nocy - w staw przemieni�,a na nim z�ote kr�gi milczenia tak si� chwia�yjak motyl albo gwiazdy brz�cz�cy, pszczeli �lad."Matko - powiedzia� - powr�� ze mn� w daleki las,gdzie kwiaty �r�de� bij�, �ywica dymi ciep�o.Ognisty motyl �yje, dzieci�stwo �yje w nas,a tylko serce twoje jak czarna kra zakrzep�o."A w oknach sko�ny wiatr nadyma� �niegu �ciany,na sprz�tach porasta�o nied�wiedzie bia�e futro.Wi�c on dotyka� muru i z ciemnych py��w smutkuwywodzi� lip aleje i sarny, i z�ocienie,i obj�� matk� wp�, i razem szli w milczeniejak kiedy�, jak w dzieci�stwie szli w nieobj�ty �wiat.A rano �wit nadyma� ogromne bia�e niebo,na oknach szorstki puch i ch��d trumienny szed�."O synku, o m�j mi�y - p�aka�a - ty bez chlebadr�twiejesz, o m�j synku, w tobie zamarz�a krew.Jake� ty do mnie przyszed�, jake� ty czas ub�aga�?Ja wiem - to ju� nie kwiaty, ja widz� �nie�ne polai bat nad tob� w�em, i twoja posta� naga,co biegn�c tak si� z wolna zamienia w ludzki �lad..."I przyszed� drugi raz, a z nim zielony blask,a za oknami wtedy kasztany w ogniu sta�y.By�a wiosna. On d�o�mi - w kt�rych mu p�omyk gas� -w powietrze �wiat�o wlewa�, a� sta�o jak naczyniepe�ne �ywego ognia. I matk� w g�r� wi�d�,gdzie si� przejrzyste stropy topi�y niby l�d."Matko - m�wi� - to w tobie si� tylko zebra� cie�,nie p�acz, matko, to �r�d�a widzisz bij�ce �yciem,niedostrzegalne, matko, p�omienne bo�e wici,co s� nad trwog�, matko, nad groz� i nad �mier�."I dalej szli w milczenie, w ob�ok�w dr��ce lilie,w zielone zdroje �wiat�a, w drgaj�ce �y�y drzew,a� tylko ptak male�ki w fontannie bz�w pozosta�."Matko - s�ysza�a jeszcze - to ptak, co niesie �piewdla mnie tam, kiedy czasem umieram. On na sosnachza drutem siada blisko i g�os jak �ywa krewsp�ywa we mnie. Niech da ci jeszcze ostatni znak."A rano, kiedy oczy zlepione p�atkiem b�luotwar�a - na kasztanie jak kryszta�owy fletpola� si� g�os i zamar�. P�aka�a: "Synku m�j,jake� milczenie przem�g� i wr�ci�, kiedy wiem,�e krwawe sznury strzeg� ka�dego twego snu."I przyszed� trzeci raz. I ju� nie czyni� nic.By�o lato, w powietrzu pozosta� lot jask�ek,upa� jak z�oty mi�d w ziemi� si� ws�cza� czu��i parowa�y ci�kie z otwartych czaszek sny.Przyszed� zwyk�y, ucich�y jak trzepot ptasich skrzyde�i d�onie wiotkie tylko na w�osy matki k�ad�.I by�a ciemno��. Cisza. A on jak wielki kwiatna �rodku si� ko�ysa�, powoli w g�r� szed�."Matko - powiedzia� jeszcze - to nic, �e jak daleko,�e nas rozdar�a ciemno�� i b�l, co tkwi jak n�.Ja w tobie, a ty we mnie p�yniemy strug�, rzek�z�ocist�, dr��c� strug�, gwiazdami l�ni�cych r�.Bo nie ma rozerwania, cho� rozerwane s�owa,bo nie ma zapomnienia, cho� �ycie nas zapomni;z brz�cz�cych kr�g�w nieba ja w ciebie, a ty do mniep�yniemy." Ju� tryska�a ob�ok�w d�o� r�owai krzykiem �wit przebudzi� na drzewie �pi�cy ptak."O matko, kiedy wstaniesz i wyjrzysz w dzie�, to w okniezobaczysz m�j ostatni, jak �wiat�o cichy - znak."Kiedy si� zn�w otwar�a po snu oplocie ciasnym,s�o�ce nalane w ogr�d jak w wielk�, p�ask� kad�obrysowa�o drzewo, li�cie i kor� jasn�,a na nim py� owoc�w. Na czas�w z�ych rozstajudrzewo ludzkich wyrok�w, dziwne drzewo rodzaju,wi�niowe drzewo ros�o, a s�o�ce w kulki wisienzamkn�o krople pe�ne jego przelanej krwi,kt�r� tej nocy bat rozplusn�� z jego cia�a,i dr�a�y tak jak ziemi bolesne, �ywe �zynad zamy�leniem czasu, nad wirowaniem py�ui przenikaniem kr�g�w, kt�re natchn�a mi�o��.17 VIII 1943Orfeusz w lesie1. Z a m y s �On jak wyg�os dwustronny zestroi�mi�o�� pie�ni i mi�o�� niewiasty.teraz ucho cisz� le�n� poi�,kiedy w strumie� wst�powa� li�ciasty.Praw� r�k� ga��zie odgarnia�,lew� r�k� lir� tuli� dr��c�,gdy nad g�ow� zbudzona ptaszarniatrzepota�a chmur� �wiergoc�c�.A on ptakom i sobie si� modli�,a modlitwa go do tej zbli�a�a,co mu by�a pocz�ciem melodii,kt�re spe�nia� na lirze jej cia�a.Jeszcze cienia jej nawet nie podszed�,ju� pod d�oni� piskl� �piewu poczyna�i milczeniem �pi�cych brz�z warkoczew Eurydyki p�owe w�osy zaklina�.2. W a h a n i eSk�d�e ten u�miech na usta si� przyb��ka�?"Przywr��cie - m�wi� - do �ycia t� piosenk�,co zmar�a we mnie". Wtedy na jego r�k�d�wi�czn� kropelk� stoczy�a si� biedronka."Wiem: to jest tkliwo��. Lecz ona nie wystarczy.Bo wi�cej trzeba, by �mier� �piewaniem uwie��:na ska�ach dzikich muzyczne gniazdo uwi�,by wywie�� �piew od trwogi ludzkiej starszy."I wzrok przygas�y uton�� w w�asnym cieniu."Oddajcie - m�wi� - t� moc, co tylko onaobudzi� mog�a." Wtedy jak uskrzydlonadrapie�no�� siad� mu jastrz�b na ramieniu."Wiem: to s� szpony, kt�re si� rych�o st�pi�,lecz skalanej kory niezdolne nigdy przebi�.Nie tak� drog� trzeba mi pie�ni� przeby�,by �zami osnu� Jej �renic� s�pi�."I w le�n� cisz� wszeptywa� si�: "Przestrzeni,jak�e ci� strun�, co krwawi� �mie, ogarn�?"I za�ka� cicho. I jak jagody czarne�zy dojrzewa�y w puszystych mch�w zieleni.3. P � a c zJak zmierzch szare - zlatywa�y si� wilki,b��dnym wyciem wype�niaj�c las,u n�g jego czo�ga�y si�: "Zmilknij,czemu �zami odzwierz�casz nas?"Jak �wit chy�e - przybiega�y jelenie,jak sen ciep�e - �asi�y si� sarnyi b�aga�y: "Zmi�uj si�, przenie�b�l i w siebie z powrotem go wgarnij."Przype�za�y zielone zaskro�ce,obwija�y mu r�ce jak pie�:"Kto ty jeste�, �e tak jasny jak s�o�cep�aczesz �zami czarnymi jak cie�?"Lecz zadziwi� si� Orfeusz, gdy w g�rzeroze�mia�a si� wierzba p�acz�ca:"Jak�e, wieszczu, �alem chcesz nas urzec,skoro p�acz tw�j nie roztkliwia, lecz wstrz�sa?"4. W s t y dI zapad� w siebie gwiazd�, kt�ra boli,bo go smuci�a si�a w�asnej pie�ni,jak�e niecelna - my�la� - �e pozwoli��zom nazbyt ludzkim w grom si� uciele�ni�.P�acz ma by� p�aczem - my�la� - a �zy �zami,a pie�� - wysnut� spod serca muzyk� -lecz jak j� wysnu� i gdzie nie��? Wtem zamilk�,bo jego lira �ka�a:"Eurydyko!Ten co si� z tob� zestraja�, jak z strun���czy si� liry melodyjne drewno,z kraw�dzi �piewu w w�asny mrok si� zsun��.Jak po obczy�nie stop� brn�c niepewn�,b��ka si� w sobie, ocienia �a�ob�,nie �al po tobie, lecz smutek nad sob�..."Wi�c si� zawstydzi� Orfeusz, a mg�ycoraz to g�ciej li��mi szeleszcz�c,na twarz mu k�ad�y swe wilgotne sny.A on nie wiedzia�, czy to deszcz, czy �zy.I tylko je� przez mokre biegn�c mchyzbiera� na kolce srebrne jab�ka deszczu.5. Z m a g a n i ePod tym d�bem, pod stuletnim, w�r�d ga��zi skry� si�,a deszcz pierzchn��, siedmiobarwnym �ukiem nad nim wzbi� si�.Ledwie okiem w nim uton��, w barwnej brodz�c nucie,blady b��kit t�cz� wch�on��, d�b zawo�a�: "Zbud� si�.Czas na ciebie, czeka lira, nowej pie�ni g�odna,wdr�� si� w ziemi�, bij o niebo, serca przepa� do dna.Ze mn�, boski Orfeuszu, zmierz muzyczn� si��,mnie pokonasz - �mier� przemo�esz, kt�r� zwyci�y�em.Popatrz: uschnie m�oda loza, runie smuk�a jod�a,patrz: topole �mier� podci�a, ale mnie nie zmog�a.W niebo �piewem rosn�, w ziemi� korzeniami wzrastam,me milczenie jest strumieniem, a ma pie�� li�ciasta!"Wi�c Orfeusz chwyci� lir� rozmodlon� d�oni�,strun� tr�ci�, ju� ob�oki przebudzone dzwoni�.jeszcze g�osu nie wydoby�, ju� na wargi dr��ce,jak na li�cie, promieni�cie wbiega m�ode s�o�ce.I pie�� pocz��.Wry� si� w ziemi� takim jasnym tonem,�e wzlecia�y ponad drzewa krety uskrzydlone,�e strumienie, co pod ziemi� ciemno si� pocz�y,nad brzegami, co je wie��, w lir� si� wygi�y.Wzni�s� si� w g�r�, r�k� jeno ci�ar strun odmierza�,a ju� wiatrem swego g�osu w �o��dzie uderza�,a �o��dzie melodyjnie tr�caj�c si� wzajem,rozdzwoni�y w�osy wierzby nad le�nym ruczajem,a w tych w�osach smutek nag�y wyl�g� si� tak cicho,�e nie b�d�c jeszcze szeptem, szepta�: "Eurydyko..."Jeno woda pochwyci�a to czu�e wezwanie,a ju� w kwiaty je wkropli�a na le�nej polanie,a tam trawy zielonawe w korzenie wszepta�yi juz drzewa jej imieniem szumie� poczyna�y.Targn�� strun�, bo nie szeptem �mier� mia� g�uch� przem�c,lecz wo�aniem tak wysokim jak gwiazda nad ziemi�:"Chcecie? Rozpacz wam wy�piewam: p�omieniste g�ryrosn� we mnie, burza wra�a w ziemi� k�y wichury.Chcecie? B�yskawic� ch�ostam, serca gryz� gromem,w r�ku piorun mam i rozpacz w oku nieruchomem,a ta rozpacz w gniew urasta, a ten gniew jest burz�przeciw tobie, kt�rej kszta�ty czarno si� marmurz�."Ju� nie s�owem, ale g�osem w tward� kor� niebat�uk� Orfeusz, a� sypn�a ci�kich gwiazd ulewa...Wtedy przerwa�, bowiem uczu�, �e mu g�os uwi�niew niebie dr��cym jeszcze...Ale d�b milcza� pot�niej.6. P o r a � k a"Eurydyko, pora�ka jest s�odka.Chwa�a tobie, kt�ry� mnie zwyci�y�!"Mija� strumie�. Trzcina wia�a wiotka.Las si� ko�czy� i zaczyna� ksi�yc.A te ska�y, co wyros�y ostre,zda�y mu si� czu�ym zapewnieniem.A t� noc obejmowa� jak siostr�i nazywa� najczuls...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]