Beishir Norma - Duchy przeszłości(1), zachomikowane

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Beishir NormaDuchy przeszłościSpencer Randall był legendą swych czasów. Człowiek"znikąd", hazardzista, który grał na pieniądze i na...miłość. Bogaty, tajemniczy; pod koniec drugiej wojnyświatowej dorobił się fortuny na Wall Street i zbudowałimperium równie niedostępne, jak jego przeszłość. Kimbył naprawdę? Tylko kobiety jego życia mogłybyodpowiedzieć na to pytania. Kobiety, które zdradzał,kobiety, które niszczył. Kobiety, które kochał.1Nowy Jork, grudzień 1974Nie żyła. I to on ją zabił.Oczywistość tego faktu uderzyła go jak kula wystrzelona prosto w serce.Strugi ulewy chłostały mu twarz i przyklejały do ciała pokrwawioneubranie. Był zbyt otępiały, by zwracać uwagę na deszcz i zimny wiatrszalejący pośród wieżowców Manhattanu. Przypominał sobie mgliście,że wcześniej miał na sobie płaszcz, lecz nie wiedział, co się z nim stało.Nic go to zresztą nie obchodziło. Nie dbał o nikogo i o nic. Nie teraz, jużnie. W jednej chwili zniszczył wszystkich i wszystko, na czym mukiedykolwiek zależało. Tak... lepiej było o niczym nie myśleć.Bezwiednie przesunął dłonią po zmierzwionych siwych włosach.Ogorzała twarz, która nawet w czasach, kiedy był młody, nosiła zbyt silnepiętno goryczy, by można ją uznać za przystojną, teraz pozbawiona byławszelkiego wyrazu. Nawet bólu.Nie było bólu. Nie było gniewu.Nie było nadziei.Podniósłszy wzrok zorientował się, że stoi przed katedrą ŚwiętegoPatryka. Teren ogrodzony był jeszcze żółtą taśmą rozpiętą przez policję,ale tłum zgromadzony wcześniej przy wejściu zniknął. Było już powszystkim. Gapie, którzy zbiegli się, żeby zobaczyć, co się stało, cozrobił, stracili zainteresowanie i rozeszli się do swoich spraw. Opuścilikościół i wrócili do normalnego życia.Jego życie już nigdy nie będzie normalne.2NORMABEISHIRUzmysłowił sobie nagle, gdzieś w zakamarkach mózgu, że krąży tak bezcelu od dłuższego czasu, choć nie miał pojęcia, jak długo to mogło trwać.Wiedział tylko, że jest późno, bardzo późno. Panowała ciemność.Wydawało mu się, że może już być północ... albo nawet czwarta nadranem. Po opuszczeniu katedry całkowicie zatracił poczucie czasu.Czas... nie miał już teraz żadnego znaczenia.Nic nie miało znaczenia.Z uniesioną głową wpatrywał się we fronton katedry, a przed oczymastawały mu jak żywe wydarzenia, które wcześniej toczyły się w środku.Po obrazach przyszła fala nowego cierpienia, nieznośnego bóluprzeszywającego całe ciało.- Nie! - Zabrzmiało to jak ryk śmiertelnie rannego zwierzęcia -Nie!Ulice były opustoszałe. W pobliżu nie było nikogo, kto mógłby usłyszećjego wołanie rozpaczy, być świadkiem jego męki. Nie było nikogo, ktomógłby być świadkiem jego winy.Wszpitalnej sali panowała cisza przerywana jedynie miarowymposykiwaniem respiratora i regularnym sygnałem pracy serca płynącym zmonitora. Kobieta leżąca na łóżku była blada i nieruchoma. Jedynąoznaką życia był jej płytki oddech wymuszony działaniem aparatu. Przyłóżku stali mężczyzna i kobieta. Nie odzywali się ani słowem, nawet nasiebie nie patrzyli. Stali w milczeniu; mężczyzna opiekuńczym gestemobejmował ramiona kobiety. Patrzyli, jak pielęgniarka dogląda pacjentki isprawdza działanie aparatury.Kiedy stanął w drzwiach, podnieśli wzrok zaskoczeni. Miał ślady krwi naubraniu, ociekał wodą. Był jednym z najbogatszych ludzi na świecie, alew tej chwili wyglądał jak włóczęga.- Co ty tu robisz? - odezwała się wreszcie kobieta, nawet nie próbującukryć pogardy.- Myślałaś, że nie odważę się tu przyjść? - Zrobił krok do przodu. -Musiałem się dowiedzieć, czy ona... no, wiesz... - Bezradnie rozłożyłręce.3DUCHY PRZESZŁOŚCI- Umarła? - Kobieta obrzuciła go wściekłym spojrzeniem. - Nie, nieumarła Jeszcze nie. Ale lekarze nie dają nadziei. Nie powinno cię todziwić. W końcu zawsze w życiu szedłeś na całość, czyż nie?- No, dalej! Nie powstrzymuj się - powiedział zrezygnowany. -Zasłużyłem na to.- To twoja wina!- Myślisz, że tego nie wiem? - wybuchnął gwałtownie. -Myślisz, żemożesz nienawidzić mnie bardziej, niż sam siebie nienawidzę? Na pewnonie.Stojący z boku mężczyzna odchrząknął.- To chyba nie jest dobry pomysł...- Nie obchodzi mnie twoje zdanie! - warknął zbliżając się do łóżka. Zezmarszczonymi brwiami patrzył na walczącą o życie nieprzytomnąkobietę. Chciało mu się płakać, lecz wiedział, że nie ma do tego prawa.Tak, to była jego wina. Prżez niego jej życie wisiało teraz na włosku. Toon pociągnął za spust.Kiedy tak stał wpatrzony w nią, pragnąc, by podjęła walkę, by wróciła doświata żywych, powróciły duchy przeszłości i otoczyły go ze wszystkichstron. Duchy przeszłości, przed którą nigdy nie był w stanie uciec, choćbynie wiadomo jak się starał. Choćby nie wiadomo co zrobił. A możewłaśnie dlatego, że to zrobił?...Prawda cię oswobodzi. Zastanawiał się, gdzie to słyszał, patrząc wciąż nanią i modląc się w duchu, jak jeszcze nigdy 6 nic się nie modlił. Prawdazawsze była dla niej bardzo ważna. Tak ważna, że w końcu stanęłapomiędzy nimi. Była jakaś ironia w tym, iż zakochał się w kobiecie takróżnej od siebie niemal pod każdym względem. A teraz, pomyślał,przenosząc wzrok na tę drugą kobietę, prawda znów staje między nami.Uświadomiwszy to sobie podjął decyzję, przed czym zawsze sięwzbraniał w przeszłości.- Musimy porozmawiać - oznajmił.- A co tu teraz można powiedzieć? - spytała chłodno, unikając jegowzroku.- Więcej, niż ci się wydaje - odparł spokojnie. - Myślę, że masz prawowiedzieć, dlaczego tak się stało...1937 -1946Frankie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  •