Bennet Rebecca - Namiętności 17 - Cień podejrzenia, ebooki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rebecca Bennet
Cień podejrzenia
0
ROZDZIAŁ I
Morderstwo! Było wypisane na jego twarzy, w każdym jego ruchu, w
złowieszczym błysku w oczach. Dlaczego więc nie uświadomiła sobie tego
wcześniej...
Greg był mężczyzną, o jakim marzy każda dziewczyna. Wysoki,
dobrze zbudowany, o kręconych włosach. Na jego twarzy znać było ślady
czasu, ale zachowała dawny urok. Nosił modne i drogie, lecz zawsze wytarte
ubranie. Podkreślało ono jego osobowość. I wtedy Morwenna się nim
zainteresowała. Rozmawiali właśnie przez telefon.
- Gregory Meyrick.
Od chwili gdy się przedstawił, Morwenna słuchała go z zapartym
tchem. Było coś niezwykłego w jego głosie. Słowa dźwięczały jej w uszach,
słuchawka parzyła dłoń.
- Jestem kierownikiem działu reklamy i potrzebuję paru informacji.
Czy może mi pani pomóc?
Któż by odmówił, słysząc taki głos?
- Oczywiście - odparła. Nie była pewna, czy jej głos brzmi
zdecydowanie. - Na kiedy są panu potrzebne te informacje?
- Najlepiej na wczoraj! - Dreszcz przeszedł jej po plecach, ponieważ
jego śmiech był równie czarujący. - No, powiedzmy, za pół godziny?
Poradzi pani sobie?
- Bez problemu. Dostarczę je panu osobiście. Nie chciała i nie mogła
już teraz na to pozwolić, by któraś z młodszych koleżanek poznała go
pierwsza.
Dokładnie wyjaśnił jej, o co mu chodzi. Wprowadziła dane do
komputera. Po chwili pojawił się wydruk. Odwróciła się, by spojrzeć w
1
lusterko. Odrzuciła do tyłu kasztanowe włosy i poprawiła szminkę na
wargach. Piękna opalenizna poprawiająca cerę nie wymagała podkreśleń.
Drżącymi rękami wygładziła spódniczkę. Wzięła wydruk i w
pośpiechu wyszła na korytarz. Zbiegła na dół.
"Głos może być zwodniczy - powiedziała do siebie. Zapukała do
drzwi. - Może się okazać, że Gregory Meyrick to gruby, starszy pan z
brzuszkiem lub cherlawy, łysiejący facet, który gra młodszego, niż jest. "
Na szczęście było inaczej. Wyglądał nawet lepiej, niż mogła sobie
wyobrazić, kiedy słuchała jego czarującego głosu. Gdy się uśmiechnął,
Morwenna niemal krzyknęła z zachwytu. Zauważyła, że przygląda się jej
drobnej sylwetce. Zarumieniła się, gdy spojrzał z uznaniem jej w oczy.
- Więc to pani jest Morwenna Trevose? To chyba stare kornwalijskie
nazwisko... - Wziął od niej wydruk. Dotknął wtedy lekko jej palców i
Morwenna drgnęła z podniecenia.
- Większość ludzi mówi mi Wenna - uśmiechnęła
się, urzeczona
wyrazem jego ciemnych oczu.
-
Tak
jest o wiele lepiej - dodała. Zauważyła,
że spojrzał na diamentowy pierścionek, który nosiła
na
lewej ręce.
- Ale pani jest już zaręczona. Wyczuła nutkę żalu w jego niskim
głosie.
- Szkoda.
"Wielka szkoda" - pomyślała. Diamentowe cacko zaczęło jej nagle
przeszkadzać, więc zsuwała je dyskretnie. Przypomniała sobie Philipa. Znali
się od dzieciństwa, zawsze byli razem, mimo że Philip
był od niej parę lat
starszy. Ich rodziny bardzo
się
przyjaźniły, dopóki jej rodzice nie rozwiedli
się.
Od samego początku Philip przyjął rolę opiekuna
.
Było tak nawet w
latach młodzieńczych. Dla wszystkich było oczywiste, że prędzej czy
2
później się
zaręczą. Nawet sama Morwenna pogodziła się z tą
myślą. Kiedy
przed rokiem, z okazji dwudziestych pierwszych urodzin, Philip podarował
jej pierścionek, bez wahania pozwoliła go sobie włożyć.
- Kiedy ślub?
Głos Grega ściągnął ją na ziemię. Drgnęła.
- Jeszcze nic nie ustalone - odparła wymijająco.
Napotkała jego spojrzenie i nerwowo próbowała pozbyć się
pierścionka.
- Nie będzie miał chyba nic przeciwko temu, jeżeli zjemy razem
lunch?
Serce zabiło jej mocniej.
"Jeśli się nie dowie" - pomyślała.
- Oczywiście, że nie. Myślę, że nie jest zazdrosny - uśmiechnęła się.
Chciała być teraz tylko z nim - z Gregiem Meyrickiem.
- A powinien być?
Był to długi, cudowny lunch w cichej gospodzie niedaleko przystani w
wiosce rybackiej. Początkowo Morwenna martwiła się, że wróci późno, lecz
Greg zaproponował, by traktować to spotkanie jako bardzo ważne dla jej
zawodowej przyszłości. Po lampce wina Morwenna rozluźniła się i życie
wydało się jej piękniejsze.
Z szerokiego, zakończonego łukiem okna rozciągał się piękny widok.
Szmaragdowe fale obmywały ciemne granitowe skały, które majestatycznie
wynurzały się z morza. Rozbijające się na nich krople wody tworzyły lekką
mgiełkę, mieniącą się wszystkimi kolorami tęczy na tle bezchmurnego
nieba. Szeregi białych domków o dachach porośniętych mchem tuliły do
stromych zboczy drogi prowadzącej do zatoki. Ogrody tonęły w kwiatach.
Łodzie rybackie, przycumowane do pom
o
stu, czekały na przypływ. Pod
3
skałą okalającą plażę stały rzędy wiader wypełnionych homarami. Na
występach skalnych jaśniały kępy kolorowej
ro
ślinności. Nad okolicą
bezszelestnie krążyły mewy, od czasu do czasu przysiadając na skałach.
Chociaż Morwenna znała te strony bardzo dobrze, zawsze zachwycało
ją ich piękno.
- Osobliwe to miejsce - zauważył Greg, rozglądając się dookoła.
Pokój, w którym siedzieli, był niski. Widać było belki podtrzymujące strop.
Na drewnianych ścianach wisiały końskie podkowy, a
nad kominkiem stał
rząd starych butelek.
- Ile lat ma ten budynek?
- Przypuszczam, że jego historia sięga XV wieku, chociaż od tamtego
czasu mógł być parę razy przebudowany. Kiedyś było to znane gniazdo
przemytników. Niewykluczone, że takim pozostało.
Uśmiechnęła się.
- Przemytników? To oni się jeszcze tutaj kręcą? Myślałem, że wymarli
co najmniej sto lat temu.
- Przemytnicy papierosów i alkoholu pewnie już wymarli, ale ludzie
mówią, że teraz handluje się tu diamentami i narkotykami. Takie zatoki jak
ta są przez wszystkich zapomniane. W nocy nikt nie ma ochoty odwiedzać
tej niebezpiecznej okolicy.
- Nie dziwię się. Nie wygląda to zachęcająco nawet w dzień -
przytaknął, a po chwili dodał: - Chociaż tutaj tak pięknie. Więc pani tu
mieszka? Musi pani dużo wiedzieć o tych stronach.
- Mieszkam tam na skałach, w Trevose House. -Wskazała palcem. -
Widzi pan?
- W tak cudownym miejscu? Skinęła głową.
- Czyżby mieszkała pani w pałacu?
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  •