Basso Adrienne - Poślubić wicehrabiego 02 - Zakład o miłość, Ksiazki -roznosci -1

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Edited by Foxit PDF Editor
Copyright (c) by Foxit Software Company, 2004
ASSO
Zakład o miłość
Przekład
Anna Palmowska
Romans historyczny
For Evaluation Only.
L4DRIENNE
1
Anglia, Londyn
Początek lata 1802
W
ytworni goście mogli bez trudu usłyszeć własne szepty, przecha­
dzając się po ogrodzie podczas popołudniowego przyjęcia u księżnej Sut-
tington.
- Podobno jest warta prawie pięć tysięcy rocznie, ale hrabia Porters-
ville powiedział, że nie wziąłby jej, nawet gdyby była księżniczką i miała
dziesięć tysięcy. Jak na przyzwoitą młodą damę jest zbyt żywiołowa i do­
sadna w słowach - oznajmiła zapalczywie tęga matrona.
Jej towarzyszka przytaknęła z przejęciem.
- Słyszałam, że miała czelność pouczać księcia Hastingsa, gdy w ze­
szłym tygodniu pokazywał jej ostatni nabytek w swojej kolekcji sztuki.
Stwierdziła, że to najprawdopodobniej falsyfikat i że dał się oszukać. To
wprost oburzające!
Przedmiotem krytycznej konwersacji była osiemnastoletnia lady Me­
redith Barrington. Siedziała zaledwie kilka kroków dalej. Z udaną obo­
jętnością odrzuciła jasne loki przez lewe ramię. Postanowiła, że nie spra­
wi przyjemności starym plotkarkom i nie okaże, jak bardzo dotknęła ją
krytyka.
Rozmowa toczyła się dalej. Meredith zmusiła się, by traktować złośli­
we obgadywaniejedyniejako drażniące dźwięki. Czuła nadchodzący ból
7
głowy. Zapragnęła znaleźć się w pałacu, z dala od gości, a jednak pozo­
stała na miejscu, spokojna, choć drżąca.
- A czegóż innego można się spodziewać po córce hrabiego Staffbr-
da? Jak na mój gust, zawsze był przemądrzały i bezceremonialny. Tego
rodzaju zachowanie można jeszcze wybaczyć mężczyźnie, ale z pewno­
ścią nie młodej kobiecie.
Meredith usłyszała dokładnie ostatnie zdanie i na chwilę straciła opa­
nowanie. W pierwszym odruchu chciała się odwrócić i odciąć tym złośli­
wym matronom, ale takie skandaliczne zachowanie tylko by przydało
wiarygodności ich kłamstwom.
Dobry Boże, czy nigdy nie zostawiąjej w spokoju? Czy nie wystarcza
im, że jest uważana za nieznośną sawantkę tylko dlatego, że ma odwagę
wygłaszać inteligentne opinie, które często różnią się od zdania mężczyzn?
Czy musi być oczerniana także przez przedstawicielki własnej płci?
W głębi serca Meredith aż wrzała z poczucia niesprawiedliwości. To,
co mówił jej ojciec, było uważane za ekscentryczne, jej opinie uznano za
niedopuszczalne. Tak, w istocie powiedziała księciu Hastingsowi, że we­
necki puchar najprawdopodobniej nie należał do papieża Piusa II, ponie­
waż ten święty człowiek żył i umarł prawie sto lat przed tym, jak wenec­
cy rzemieślnicy zaczęli wyrabiać szkło w tym szczególnym odcieniu
zieleni.
Meredith ujawniła ten fakt nie po to, żeby się popisać wiedzą albo
wprawić księcia w zakłopotanie. Chciała tylko odwrócić jego uwagę.
W chwili gdy wykrztusiła swoje rewelacje, ten pan sprytnie zaaranżował
spotkanie sam na sam i czynił wysoce nieprzyzwoite awanse.
Miała do wyboru albo go uderzyć, albo zadać cios jego dumie, Mere­
dith zacisnęła zęby, żałując, że zdecydowała się na to drugie. Szybkie
kopnięcie we wstydliwe miejsce na pewno nie byłoby tak swobodnie oma­
wiane przez księcia z jego przyjaciółmi. Ta historia pewnie nigdy nie
wydostałaby się na światło dzienne.
Ale niepożądane awanse księcia zostały celowo pominięte w opowie­
ści obu matron, a to potwierdzało teorię, że nie miały pojęcia, co się na­
prawdę stało.
Właściwie Meredith była prawie rozczarowana. Gdyby prawda o za­
chowaniu księcia wyszła na jaw, wybuchnąłby tak wielki skandal, że re­
putacja Meredith zostałaby ostatecznie zrujnowana i jej nieszczęsny de­
biut w towarzystwie wreszcie by się skończył.
Szczerze mówiąc, Meredith nigdy nie czuła się bardziej nieszczęśliwa.
Zaczynała swój pierwszy sezon pełna nadziei. Jako piękna córka bogatej
8
i szanowanej rodziny szybko została przyjęta do towarzyskiego grona.
Wkrótce jednak przychylność przerodziła się w dezaprobatę.
Nie był to jednostronny zawód. Meredith nie lubiła wyższych sfer za
sztywne zasady, które wykluczały wszystko i wszystkich, którzy mieli
choć trochę inne spojrzenie na świat. Ku swemu rozczarowaniu, szybko
nauczyła się, że jeśli nie naśladuje się towarzystwa w najdrobniejszym
szczególe, trzeba się liczyć z odrzuceniem.
- Ach, więc tutaj się podziewasz! - zawołał melodyjny kobiecy głos. -
Lady Meredith, wszędzie cię szukam.
Meredith uniosła głowę i uśmiechnęła się. Lavinia Morely, młoda mar­
kiza Dardington, podeszła z gracją, wyciągając ręce na powitanie.
- Jak miło cię widzieć - powiedziała serdecznie Meredith, obejmując
przyjaciółkę. - Nie byłam pewna, czy będziesz dzisiaj.
- Nie mogliśmy nie przyjść. - Lavinia odwzajemniła uścisk. - Księż­
na Suttington jest matką chrzestną mojego najdroższego Trevora. Byłaby
niepocieszona, gdybyśmy się nie zjawili na jej popołudniowym przyję­
ciu. Jak tylko przybyliśmy, zabrała Trevora ze sobą, by omówić sprawy,
jak powiedziała, najwyższej wagi. Mam przeczucie, że dotyczą one koni,
które ostatnio nabyła u Tattersalla. Księżna ma prawdziwego bzika na
punkcie koni, jednak nie dość zdrowego rozsądku, by zaufać własnej
opinii. Biedny Trevor. Obiecałam, że przyjdę mu z pomocą, jeśli nie wró­
ci w ciągu godziny.
- Lavinio, jesteś taką oddaną żoną. - Meredith cmoknęła z udawaną
dezaprobatą. - Tak często przebywasz w towarzystwie męża. To aż nie­
modne.
Lavinia westchnęła przesadnie.
- Niezła z nas para, prawda?
- Rzeczywiście. - Meredith pochyliła się i zaszeptała do ucha przyja­
ciółki. - Każda obecna tu kobieta zazdrości ci takiego wspaniałego, przy­
stojnego męża, który świata poza tobą nie widzi i wcale się z tym nie
kryje.
Lavinia uśmiechnęła się czarująco.
- Nie każda. Śmiem twierdzić, że twoja matka cieszy się nie mniej­
szym uwielbieniem ze strony twojego ojca. A są małżeństwem od prawie
dwudziestu lat.
Meredith pochyliła głowę.
- Tak, są niezwykli pod każdym względem, także jeśli chodzi o wza­
jemną miłość. To jest coś, czego towarzystwo chyba w ogóle nie pojmu­
je.
9
-- Dlatgo że lojalność, oddanie i prawdziwa miłość większości / nuli
jest zupełnie obca. Lavinia przychyliła głowę i spojrzała na przyjaciół
kę z pytaniem w ciemnych brązowych oczach. - Martwią mnie twoje
zmarszczone śliczne brwi. Podejrzewam, że nie ma to związku z twoimi
rodzicami. Nie mów, że książę Hastings miał czelność znów cię napasto­
wać.
Meredith szybko odwróciła głowę.
- On tutaj jest?
- A kogo tu nie ma?
Meredith parsknęła śmiechem.
- Nie mam pojęcia. Jestem tu już od prawie dwóch godzin, a rozma­
wiała ze mną zaledwie garstka osób. Jednak bez trudu zauważyłam, że
między sobą dużo mówią o mnie.
- Jadowite żmije - wymamrotała Lavinia i wzięła Meredith pod rękę. -
Jak szybko osądzają innych i bez wahania przypisują komuś winę. A rów­
nocześnie nieustannie szukają materiału na soczyste plotki. Okropnie iry­
tujące.
W tym momencie dwie plotkujące damy, które z lubością obmawiały
Meredith, przywitały markizę i zaprosiły gestem, by Lavinia przyłączyła
się do nich. Zaproszenie wyraźnie nie dotyczyło Meredith.
Oczy młodej markizy zwęziły się na widok matron. Odpowiedziała le­
dwie widocznym skinięciem głowy. Meredith, widząc, jak tęgiej damie
mina nieco zrzedła, poczuła przypływ wdzięczności.
Lavinia mocniej ścisnęła ramię Meredith.
- Chodźmy, Merry. Pora, byśmy się trochę pokazały w towarzystwie.
Meredith uśmiechnęła się. Mocny uścisk i szczera przyjaźń dodały jej
otuchy. Po raz kolejny zmówiła krótką, cichą modlitwę w podzięce Bogu,
który sprawił, że spotkała Lavinie. Świeżo zawiązana przyjaźń z Lavinia
była dla Meredith jedynym jasnym punktem jej przykrego debiutu w to­
warzystwie.
Cieszyła się, że poznała tak otwartą i bezpretensjonalną młodą kobie­
tę, która ofiarowała jej serdeczną, bezinteresowną przyjaźń.
Przechadzały się we dwie wśród gości, rozmawiając o pogodzie, wspa­
niałym przyjęciu i ostatniej modzie. W towarzystwie Lavinii Meredith
przynajmniej została zauważona, choć nie spotkała się ze specjalnie cie­
płym powitaniem. Nic jej to zresztą nie obchodziło.
Już po kilku minutach była na śmierć znudzona czczymi rozmowami.
Z dużym wysiłkiem utrzymywała przyjemny wyraz twarzy, Podejrzewa­
ła, że Lavinia jest równie znużona, jednak młodej markizie jakimś cudem
10
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  •