Berenson Laurien - Miłość według Lucky, ►Dla moli książkowych, B
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LAURIEN BERENSON
Miłość według Lucky
Lucky In Love
Tłumaczyła: Zofia Dąbrowska
ROZDZIAŁ 1
– Nie przekonają mnie żadne twoje argumenty. Nie mam zamiaru
pokazywać się na grzbiecie świni! – Lucky Vanderholden rzuciła wściekłe
spojrzenie przedstawicielowi agencji reklamowej, który właśnie wręczył jej
rachunek za usługi. – Koniec dyskusji.
– Ależ Lucky, zastanów się przez chwilę. – Ed Wharton mówił spokojnie,
tonem perswazji. – To właśnie mógłby być haczyk, którego potrzebujesz. Zwróci
uwagę i przyciągnie tłumy kupujących.
– Nie bądź śmieszny, Ed – odpowiedziała mu niezbyt grzecznie. – W
dzisiejszych czasach ludzi interesuje to, czy wydają pieniądze z sensem. Chcą
zapłacić za dobry samochód rozsądną cenę, a do tego nie przekona ich ktoś
paradujący na grzbiecie świni.
– No, nie byłbym taki pewien. W przypadku Loonie’ego Louie z
Norristown ten chwyt reklamowy zdziałał cuda.
– Loonie Louie ma mnóstwo gruchotów nadających się tylko na złom i
połowę z nich sprzedaje poniżej kosztów – stwierdziła Lucky. – Ja prowadzę
zupełnie inne interesy.
– Dla potencjalnych nabywców używany samochód to po prostu używany
samochód. – Ed wzruszył ramionami. – Chyba że zrobisz coś, co rzeczywiście
wyróżni twoją firmę, tak jak to zrobił Louie. Ma teraz więcej klientów, niż może
obsłużyć. – Ed zawiesił znacząco głos. – A tobie, Lucky, przydaliby się klienci.
Rozmowa toczyła się w niewielkim kantorze, jedynym pokoju biurowym
Lucky. Młoda kobieta wstała od biurka i stanęła przy oknie wychodzącym na
parking pełen dobrze utrzymanych, błyszczących, choć używanych samochodów.
W jednej kwestii przynajmniej, pomyślała w zadumie, Ed miał rację. Przydaliby
się klienci. Skład jej firmy, „Najpiękniejsze Modele Minionych Sezonów”, był
przepełniony.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy obroty bardzo spadły. Lucky upatrywała
przyczyń tego stanu rzeczy w ogólnej recesji. W mieście podupadała nie tylko jej
firma. Niemniej coś trzeba było z tym zrobić. Być może potrzebowała
rzeczywiście jakiejś chwytliwej reklamy.
Pokiwała głową, odwracając się w stronę siedzącego nadal przy biurku
Eda.
– Trzeba rozważyć wykupienie czasu na kampanię reklamową w lokalnej
telewizji – powiedziała z namysłem.
– To rozumiem! – Ed poderwał się z krzesła. – Nie będziesz żałowała,
wierz mi, że...
– Ed – ton jej głosu przygasił ten wybuch entuzjazmu – mam na myśli
nową formę reklamy. Nie powiedziałam, że godzę się na świnię.
– Oczywiście, Lucky. – Ed błysnął zębami w szerokim uśmiechu. – Jak
sobie życzysz.
Po wyjściu agenta Lucky wróciła do biurka i wyjęła z szuflady księgę
rachunkową. Otworzyła gruby tom i zaczęła przerzucać strony. Zapisy z ostatnich
sześciu miesięcy wyraźnie wskazywały, że jej wydatki grubo przekraczały
dochody. Jeżeli nic się nie zmieni, firma znajdzie się w poważnych kłopotach.
Nagle dobiegł ją melodyjny dźwięk klaksonu. Czyżby przyjechał jakiś
klient? Uniosła z nadzieją głowę akurat w momencie, gdy czekoladowo-srebrny
rolls-royce mijał wjazd na jej parking, kierując się do następnej bramy.
Można się było tego spodziewać. Posłała spod zmarszczonych brwi
spojrzenie w stronę sąsiedniego parkingu, należącego do Automobilowego Domu
Handlowego Donahue. Firma ta specjalizowała się w sprzedaży luksusowych
wozów, takich marek jak BMW, Mercedes i Rolls-Royce. Działała dopiero od
niedawna i wszystko świadczyło o tym, że świetnie prosperuje.
Przez cały dzień zajeżdżali tam klienci. Samochody prezentowane w
ogromnym, oszklonym salonie wystawowym, usytuowanym dokładnie
naprzeciw jej biura, regularnie wymieniano na nowe. Z końca parkingu Lucky
widać było lśniące garaże, gdzie armia ubranych w wiśniowe kombinezony
mechaników, o imionach Fritz czy Gunter wypisanych na przypiętych do kieszeni
plakietkach,
pracowała
nad
nieskazitelnymi
silnikami
nieskazitelnych
samochodów. To robiło wrażenie.
Gdyby ona prowadziła podobny biznes, takie sąsiedztwo mogłoby działać
deprymująco. Na szczęście nigdy jej to nie nęciło. Nie, czuła się całkiem
szczęśliwa pośród swoich używanych samochodów, z których żaden nie był
podobny do drugiego, a każdy miał własną, niepowtarzalną historię. Odpowiadał
jej również średniej wielkości teren wystawowy, porządnie zniwelowany i świeżo
wybrukowany, choć nie mogący się poszczycić przeszklonym salonem. Zaś
zatrudniony przez nią nieoceniony mechanik, Clem Greeley, który potrafił
naprawić wszystko, co poruszało się na kołach, prędzej padłby trupem, niż włożył
wiśniowy kombinezon.
Poza tym i Automobilowy Dom Handlowy też miał swoje kłopoty. Na
drugi dzień po nabyciu terenu Donahue otoczył go prawie dwumetrowej
wysokości płotem, zwieńczonym zwojami drutu pod napięciem.
Rozmieszczono wiele ostrzegawczych napisów o zakazie wstępu, a nocą
biegały tam dwa puszczone wolno dobermany.
W takim otoczeniu nikt nie odważyłby się dotknąć samochodu, za który nie
mógłby zapłacić, dumała nadal Lucky. U niej było zupełnie inaczej. Kręcili się tu
różni ludzie, począwszy od szesnastoletnich wyrostków, którym sprawiało
przyjemność samo oglądanie wozów, po opuszczonych przez bliskich
samotników, pragnących wymienić obszerne, rodzinne kombi na coś mniejszego.
Wszyscy byli u niej mile widziani, witani życzliwie i ciepło, nawet
najmniejsze dzieci z lepkimi od słodyczy palcami.
Niestety, myślała Lucky, uśmiechając się gorzko, ostatnio nie bardzo było
kogo witać. Po pięciu latach zadowalających, jeśli nawet nie zadziwiająco
dobrych wyników, z chwilą otwarcia w sąsiedztwie Automobilowego Domu
Handlowego zaczęły się kłopoty. Ale dlaczego?
Lucky odsunęła stos rozrzuconych papierów, położyła łokcie na biurku i
podparła podbródek dłońmi. Może to miało jakiś związek z tym wysokim,
groźnie wyglądającym ogrodzeniem. Wprawdzie jej teren był dostępny, lecz taka
konstrukcja tuż obok mogła dezorientować jej klientów. A nawet onieśmielać.
Poza tym ludzie, którzy kupowali u niej używane samochody, lubili wałęsać się
po parkingu w poszukiwaniu okazyjnego zakupu, a potem jeszcze targować o
cenę. Na tego typu nabywców ostentacyjny luksus mógł działać zniechęcająco.
Jeszcze z innego względu jej firma narażona była na ponoszenie
niekorzystnych skutków tak bliskiego sąsiedztwa składu nowych, drogich
samochodów. Mijali go wszyscy, którzy jechali do niej ze śródmieścia. Nie
wiadomo, co przychodziło im do głowy na widok tego przepychu. Jedno było
niewątpliwe – na pewno nie wizja zrobienia dobrego interesu na kupnie
używanego samochodu.
Oczywiście Lucky poznała już Sama Donahue. Po raz pierwszy zobaczyła
go, kiedy się tu sprowadził, a potem jeszcze widzieli się kilkakrotnie. Sąsiedzkie
spotkania były nieuniknione, lecz do tej pory ich rozmowy ograniczały się do
wymiany formalnych grzeczności.
Lucky musiała przyznać, że jako mężczyzna wywarł na niej wrażenie.
Wysoki i świetnie zbudowany, miał gęste, proste, ciemnobrązowe włosy.
Podejrzewała też, że przed otwartym, szczerym spojrzeniem jego szarych oczu
niewiele by się ukryło. Był niewątpliwie inteligentny, a nieco cyniczne
skrzywienie warg sporo mówiło o jego poglądach na świat.
Razem wziąwszy, wydawał się intrygujący i żałowała, że po pierwszym
spotkaniu nie przejawił ochoty do kontynuowania ich znajomości. Lecz
trzydziestoletnia Lucky nauczyła się już podchodzić do takich spraw
filozoficznie. Doświadczenie mówiło jej, że sympatia nie zawsze musi być
wzajemna i jeśli Sam, w odróżnieniu od niej, w czasie ich spotkań nie czuł
przyspieszonego bicia serca, to trudno. Jego strata.
Z cichym westchnieniem potrząsnęła głową. Na to nic nie mogła poradzić.
Natomiast ważniejszą, a zarazem pilną sprawą było ratowanie się przed
niekorzystnym dla jej firmy sąsiedztwem. Musiała podjąć jakieś działanie.
Nagle wpadł jej do głowy tak zadziwiająco prosty pomysł, że nie
rozumiała, jak mogła o tym nie pomyśleć wcześniej.
Oczywiście, jedynym rozwiązaniem była walka z sąsiadem jego własną
bronią. Skoro jej samochody wydawały się marne w porównaniu ze
sprzedawanymi przez Sama Donahue, zamiast unikać konfrontacji, może
należałoby podkreślić różnice.
Lucky sięgnęła szybko po słuchawkę telefonu i nakręciła numer Eda.
Wiedziała już, jak ma brzmieć slogan jej nowej reklamy. Choć nadal nie
zamierzała paradować na grzbiecie świni!
W eleganckim, wyłożonym miękkim dywanem gabinecie, za wielkim
dębowym biurkiem siedział Sam Donahue. Leżąca przed nim księga handlowa
była otwarta na pustej stronie, telefon milczał. Sam wyprostowany, w
szykownym garniturze, był gotów. Gotów do czego? – pomyślał.
W pokoju było chłodno i cicho, jednostajny szum urządzeń
klimatyzacyjnych tłumił wszelkie hałasy z zewnątrz. Przez boczne okno widział
starszą parę rozmawiającą na parkingu ze sprzedawcą. Zastanawiał się chwilę,
czy ma wyjść z biura, lecz zrezygnował z tego pomysłu. Wszystko toczyło się bez
zakłóceń, tego był pewny. Dlaczego zresztą miałoby być inaczej?
Ostatnie osiemnaście miesięcy życia poświęcił przygotowaniom, które
miały zapewnić mu sukces w interesach. I jeśli wierzyć liczbom bilansu
handlowego, jego trud się opłacił.
Obecnie wszystko wskazywało na to, że Dom Handlowy Donahue staje się
największym składem importowanych samochodów we wschodniej Pensylwanii.
Po dziesięciu latach pracy dla innych Sam Donahue dokładnie wiedział, co
ma robić, kiedy nadszedł czas otwarcia własnego przedsiębiorstwa.
Najpierw jako bazę operacyjną wybrał niewielkie miasto Cloverdale.
Przede wszystkim dlatego, że leżało blisko Filadelfii i głównej magistrali
kolejowej, a poza tym tutejsze tereny można było kupić po umiarkowanej cenie.
Mając już potrzebny plac, zajął się sprawami organizacyjnymi związanymi z
zakupem importowanych samochodów i uruchomieniem najlepszego serwisu
technicznego, jaki właściciele zagranicznych aut mogli sobie tylko wymarzyć.
Już dawno uważał, że klient, który płaci sporą cenę za wóz sprowadzony z
zagranicy, ma prawo do obsługi technicznej na najwyższym poziomie. Ściągnął
więc najlepszych mechaników z Niemiec i zatrudnił sprzedawców gotowych, tak
samo jak on, poświęcić się bez reszty pracy.
Mechanicy Domu Handlowego Donahue potrafili sobie poradzić z każdą
naprawą. Żaden sprzedawca nie oświadczył nigdy klientowi, że jakiś model czy
kolor samochodu jest nieosiągalny. Jeżeli nabywca miał określone życzenie,
musiało być zaspokojone, choćby Sam Donahue osobiście musiał przetrząsnąć
całe wschodnie wybrzeże od Maine do Florydy.
Dlatego w krótkim czasie rozeszła się wieść, że Dom Handlowy Donahue
nie tylko ma na składzie najnowsze i najbardziej poszukiwane modele
samochodów, lecz także gwarantuje ich niezawodną jakość.
Nabywcy zostali zaskoczeni takim stylem pracy, gdyż przyzwyczajeni
byli, że handlowcy zajmujący się sprzedażą zagranicznych samochodów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]