Barnholdt Lauren - Nie mogę powiedzieć ci prawdy,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spis treściDedykacjaPodziękowaniaNastępstwaWcześniejWcześniejWcześniejWcześniejWcześniejWcześniejWcześniejNastępstwaWcześniejWcześniejWcześniejWcześniejNastępstwaWcześniejWcześniejWcześniejNastępstwaWcześniejWcześniejWcześniejWcześniejWcześniejWcześniejNastępstwaWcześniejWcześniejWcześniejNastępstwaWcześniejWcześniejNastępstwaWcześniejWcześniejWcześniejNastępstwaNastępstwaPrzypisyDla prawdziwej Kelsey,która zawsze zaczyna lekturę od ostatniej stronyPodziękowaniaDziękuję, dziękuję, dziękuję:Jennifer Klonsky, mojej wspaniałej redaktorce, za jej mądre uwagi i niezachwiane wsparcie.Alyssie Eisner Henkin za to, że jest najlepszą agentką, jaką mogłabym sobie wymarzyć.Mojej mamie i siostrom za to, że są moimi najlepszymi przyjaciółkami.Jessice Burkhart, Kevinowi Creggowi i Scottowi Neumyerowi za to, że zawsze są przymnie.Wreszcie mojemu mężowi Aaronowi za to, że jest moim oparciem, że mnie wspiera, kochai czyni lepszym człowiekiem – kocham cię, AG.NastępstwaBiuro dyrektora, godzina 11:26KelseyMam przechlapane. Totalnie przechlapane. Serio, trudno mi nawet ogarnąć, jak bardzo mamprzechlapane. Każdy ma nadzieję, że takie kłopoty nigdy go nie spotkają, każdy, kto o podobnychsłyszy, myśli sobie: „Łał, co za kretynka. Na szczęście mnie się to nigdy nie przydarzy”.Prawdopodobnie wywalą mnie ze szkoły. Z drugiej szkoły na przestrzeni trzech miesięcy.Co się ze mną stanie? Gdzie ja się podzieję? Wcześniej wylali mnie z prywatnej szkoły ConcordiaPrep, więc oczywiście trafiłam do szkoły publicznej. Ale co się dzieje, kiedy wywalają cię ze szkołypublicznej? Gdzie się wtedy ląduje? W poprawczaku?Boże, to byłoby okropne. W życiu nie dałabym sobie rady w poprawczaku. Umówmy się:mam różową torebkę od Kate Spade. Co prawda kupiłam ją w outlecie, ale to niewiele zmienia.W poprawczaku zjedliby mnie żywcem. Byłabym jak jedna z tych panienek, które pokazują w realityshows: biorą jakąś złośnicę i zamykają ją w więzieniu na jeden dzień, żeby pokazać jej, co jączeka, jeśli nie zmieni swojego zachowania, a ona po pięciu minutach zaczyna ryczeć i kompletniesię rozkleja.Obracam się na krześle i patrzę na zegarek: jest 11:27. Spotkanie z kuratorem, doktoremOstranderem, powinno się zacząć za trzy minuty, a Isaaca ciągle nie ma. Nie to, żebym była tymszczególnie zdziwiona. Isaac zawsze się spóźnia.Na zegarze pojawia się 11:28 i zaczynam podejrzewać, że on w ogóle nie przyjdzie. Że ojciecwyciągnął go jakoś z tarapatów i że zostanę z tym wszystkim całkiem sama.Potem jednak drzwi otwierają się i Isaac wchodzi do środka. Jego ciemne oczy spoglądająnajpierw na sekretarkę, potem na zamknięte drzwi, za którymi znajduje się biuro doktora Ostrandera,wreszcie na mnie. Nie odzywa się do sekretarki, nawet nie zgłasza nikomu, że przyszedł, po prostusiada dwa krzesła ode mnie.Milczy, wpatrując się w przestrzeń. Zerkam na niego kątem oka. Ma na sobie wyprasowane,beżowe spodnie, błękitną koszulę i czerwononiebieski krawat. Jego czarne buty są idealnie wypastowane,włosy ułożone na żel. Wydaje się opanowany, pewny siebie i, jak zwykle, wygląda fantastycznie.Na jego twarzy widnieje lekki grymas niezadowolenia, ale dzięki niemu jeszcze bardziejwygląda na pana sytuacji, jakby trudno mu było uwierzyć, że musi tu tracić czas.Odwraca się do mnie i zauważa, że na niego patrzę. Serce przestaje mi bić.– Hej – mówię. Nie jestem pewna, czy w ogóle ze sobą rozmawiamy, ale słowo samo wyrywami się z ust, nim jestem w stanie je powstrzymać.– Hej.Jego ton jest ostry. Wciąż jest na mnie wściekły za to, co się stało, wciąż urażony, wciążzraniony. Prawdopodobnie nie ma zamiaru dawać mi kolejnej szansy.– Zaczynałam podejrzewać, że nie przyjdziesz – mówię.To idiotyczne, ale nie chcę pozwolić, żeby rozmowa skończyła się na zwykłym „Hej”.– Dlaczego miałbym nie przyjść? – Patrzy na mnie, jakby uważał, że zwariowałam, wątpiącw jego obecność.– Nie wiem. Pomyślałam, że może twój ojciec…Isaac przewraca oczami.– Nieważne – mówię. – Cieszę się, że jesteś.Nie odpowiada, tylko wyciąga z kieszeni telefon. Jego palce poruszają się po ekranie:sprawdza wiadomości, czyta, pisze odpowiedź. Zastanawiam się, z kim koresponduje. Z Mariną?To mało prawdopodobne, ale szczerze mówiąc, nic by mnie już teraz nie zdziwiło.– Pan Brandano, pani Romano? – mówi sekretarka. – Doktor Ostrander czeka na państwa.Biorę głęboki oddech i wstaję. Wygładzam spódnicę – prostą, czarną, ołówkową spódnicę,którą wybrałam, żeby wyglądać możliwie dojrzale i poważnie.– No to idziemy – mówię do Isaaca i uśmiecham się do niego.Próbuję pokazać, że jesteśmy w tym razem, że razem wkraczamy do jaskini lwa, ale żemoże nam się powiedzie, jeśli tylko będziemy pomagać sobie nawzajem.Isaac nie odpowiada. Odwraca się na pięcie obutej w superdrogi, superbłyszczący czarnypantofel i rusza w stronę biura pana Ostrandera. Przez chwilę stoję nieruchomo, powstrzymując na-pływające mi do oczu łzy.Jest mi przykro, że Isaac nie chce ze mną rozmawiać, ale jeszcze bardziej dlatego, że towszystko moja wina. To moja wina, że mogą wywalić nas ze szkoły. To moja wina, że wszystkotak się popsuło. A przede wszystkim – to moja wina, że się rozstaliśmy. Ze, najprawdopodobniej,straciłam go na zawsze.Przez wiele godzin rozmyślałam o tym, rozważając wszystkie okoliczności po raz kolejnyi kolejny. Jeśli znów zacznę, oszaleję, moje myśli znowu pogrążą się w kompletnym cha – osie.A podczas tego spotkania muszę myśleć jasno i trzeźwo. Wycieram oczy dłonią i ruszam do gabinetudoktora Ostrandera.WcześniejKelseyMój pierwszy dzień w szkole Concordia Public nie zaczął się dobrze. Najpierw wylałam sobiesok pomarańczowy na spódnicę. Było to beznadziejne, bo: a) zazwyczaj w ogóle nie jadamśniadań, b) niespecjalnie nawet lubię sok pomarańczowy. Tego dnia jednak, kiedy schodziłam poschodach, mój tata nalegał, żebym „zjadła cokolwiek”, żeby nie zabrakło mi energii pierwszegodnia w nowej szkole. Z trudem przełknęłam kawałek suchego tosta i wypiłam szklankę soku, główniepo to, żeby zrobić mu przyjemność (a robienie mojemu ojcu przyjemności to już całkiem osobnahistoria), a potem wylałam sok na spódnicę. I nie miałam czasu, żeby się przebrać, bo właśnieprzyjechał autobus.No właśnie. Autobus. Nie wiem, czy wiecie, ale jazda autobusem jest beznadziejna. No alenie mam jeszcze prawa jazdy (mam siedemnaście lat, ale dwa razy oblałam, więc trzymajcie kciukiza kolejną próbę!), a moi rodzice nie mieli najmniejszego zamiaru odwozić mnie do szkoły. Wydajemi się, że chcieli dać mi lekcję. Co zresztą nie ma sensu. Jakim cudem jazda autobusem miałabymnie czegoś nauczyć? Wystarczająco dużo nauczyłam się, kiedy wylali mnie ze szkoły.Mam nadzieję, że szybko znajdę nowych przyjaciół. Przyjaciół, którzy będą po mnie ranoprzyjeżdżać.Na razie jednak pierwszy dzień w Concordia Public nie zapowiada się najlepiej.Siedzę w gabinecie szkolnego pedagoga, czekając, aż przyjdzie, da mi mój plan lekcjii klucz do szafki, a nikt, kogo tu widzę, nie wygląda na potencjalnego przyjaciela. Umówmy się,laska, która siedzi koło mnie, ma różowe włosy i po pięć kolczyków w każdym uchu. Co mi zresztąnie przeszkadza. Owszem, jestem preppy1, ale jestem też przecież tolerancyjna.Mogłabym zaprzyjaźnić się z kimś, kto nosi kolczyki. Jeszcze mi się to, co prawda, nieprzydarzyło, ale nie mam nic przeciwko temu. Lubię kolczyki, mam po dwa w każdym uchu. Prawdziwymproblemem jest torebka tej dziewczyny. Jest uszyta z materiału moro. Co również mi nieprzeszkadza – to nie mój styl, ale nieważne. Ważny jest natomiast napis wyszyty na torebce: „Zabićwszystkich prepsów”.Ja nie mam uprzedzeń, ale ona najwyraźniej ma. Szybko chowam swoje buty od Prady (pożyczoneod mojej przyjaciółki Rielle) głęboko pod fotel.Najzabawniejsze jest to, że w sumie się z nią zgadzam. Prepsi są do niczego. Jednak w mojejpoprzedniej szkole, Concordia Prep, wszyscy należeli do tej grupy. (Haha, prepsi w szkole zesłowem „prep” w nazwie, wielka niespodzianka!)W każdym razie ja dostałam się tam dzięki stypendium, więc bardzo starałam się dopasować.A to oznaczało konieczność posiadania torebek od Kate Spade i butów od Prady. Nawet kiedynie było mnie na nie stać…Drzwi otworzyły się i do środka wszedł chłopak. Włosy ciemnoblond. Lśniące białe tenisówki.Idealnie wyprasowane dżinsy. Wchodzi na pełnym luzie, widać, że od zawsze jest pewnysiebie. Nie można się tego nauczyć. Uwierzcie mi, próbowałam tak chodzić. Po prostu się nie da.Notuję w myślach, że powinnam trzymać się od niego z daleka. Najprawdopodobniej jestnajpopularniejszym chłopakiem w szkole, takim, który traktuje wszystkich z góry i za którym, z jakiegośniewytłumaczalnego powodu, szaleją wszystkie dziewczyny. Dlaczego laski tak się zachowują?Zawsze zakochują się w dupkach. Co jest idiotyczne. I nie mogę powiedzieć, żebym nie byładokładnie taka sama.Nie byłoby mnie tutaj, gdybym nie zakochała się w dupku. To właśnie przez niego zostałamwylana z poprzedniej szkoły.Ale wyciągnęłam z tego wnioski i teraz będzie inaczej.Spoglądam na dziewczynę, która siedzi obok mnie. Tak wpatruje się w chłopaka, że omalnie spadnie z krzesła. Biedactwo. Nie wie, co ją czeka. A poza tym wydawało mi się, że nie znosiprepsów. Najwyraźniej nie dotyczy to bardzo przystojnych prepsów o idealnych fryzurach i idealnych…Pan Popularny się odzywa.– Dzień dobry – zwraca się do sekretarki, pochylając się ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]