benedict dobu, st. socjologia ściągi notki, NIESEGREGOWANE MATERIAŁY Z SOCJOLOGII

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DOBU
Wyspa Dobu wchodzi w skład archipelagu d'Entrecasteaux w pobliŜu
południowego brzegu wschodniej Nowej Gwinei. Dobu to lud mieszkający najdalej
ze wszystkich na południu północnozachodniej Melanezji, rejonu znanego nam
najlepiej dzięki licznym publikacjom Bronisława Malinowskiego, poświęconym
Wyspom Trobriandzkim. Te dwie grupy wysp leŜą tak blisko siebie, Ŝe Dobuańczycy
przeprawiają się statkami na Trobriandy w celach handlowych. Ale Ŝyją w innym
środowisku, są ludźmi o róŜnych temperamentach. Trobriandy to Ŝyzne, nizinne
wyspy, które dostarczają środków do Ŝycia w obfitości i bez trudu. Gleba jest tu
bogata, a spokojne laguny pełne ryb. Wyspa Dobu natomiast stanowi skalisty,
wulkaniczny teren, o skąpych osadach gleby, wody przybrzeŜne są ubogie w ryby.
Ludność wyspy wykorzystuje do ostatka istniejące bogactwa, chociaŜ w maleńkich
rozproszonych wioskach w najbardziej pomyślnym dla nich okresie mieszkało nie
więcej niŜ po dwudziestu pięciu ludzi, a dziś liczba ta spadła do potowy, podczas
gdy gęsto skupiona ludność Trobriandów Ŝyje bez trudu w duŜych i blisko siebie
połoŜonych osadach. Dobuańczycy są znani wszystkim białym werbownikom na
tym obszarze jako łatwa zdobycz. Mając w perspektywie głód w rodzinnych
wioskach, przystają chętnie na pracę najemną, przyzwyczajem do prymitywnego i
skąpego jedzenia, nie buntują się przeciwko racjom, które otrzymują jako robotnicy
1
.
JednakŜe reputacja, jaką mają Dobuańczycy na sąsiednich wyspach, nie łączy się z
ich ubóstwem. Znają ich tam raczej z tego, Ŝe są niebezpieczni. Są uwaŜani za
czarowników obdarzonych diabelską siłą i wojowników, którzy nie zawahają się
przed Ŝadną zdradą. Kilka pokoleń wstecz, zanim znaleźli się tu biali, Dobuańczycy
byli ludoŜercami, i to w rejonie, gdzie wiele ludów nie jadało ludzkiego mięsa.
Mieszkańcy sąsiadujących z nimi wysp uwaŜają ich za okropnych dzikusów, którym
nie moŜna ufać.
Dobuańczycy w pełni zasługują na tę opinię. Są zdradzieccy i nie uznają Ŝadnych
praw. Nawet między nimi panuje nieograniczone prawo pięści. Nie mają sprawnie
1
Rozdział ten oparty jest na studium eksperymentalnym: Reo F. Fortunę,
The Sorcerers of Dobu,
New York 1932. Jest on tylko skrótem
petnej relacji dr. Fortune'a i dla ułatwienia odsyłacze odnoszą się do szczególnie waŜnych punktów.
działającej organizacji Trobriandczyków, kierowanej przez cieszących się
szacunkiem wodzów, i pokojowej, stałej wzajemnej wymiany towarów i
przywilejów. Na wyspie Dobu nie ma wodzów i z pewnością brak tam jakiejkolwiek
organizacji politycznej. Nie ma takŜe praw w ścisłym tego słowa znaczeniu. I to
wszystko nie dlatego, Ŝe Dobuańczycy Ŝyją w jakimś stanie anarchii, jak „człowiek
natury" Rousseau, nie skrępowani jeszcze umową społeczną, lecz dlatego, Ŝe formy
społeczne istniejące na Dobu stawiają wysoko wrogość i zdradę jako szanowane w
tym społeczeństwie cnoty.
Nic nie jest jednak dalsze od prawdy niŜ mniemanie, jakoby Dobu Ŝyli w stanie
anarchii. Organizacja społeczna opiera się na zasadzie kół koncentrycznych, w
których obrębie dozwolone są podyktowane tradycją formy wrogości. Nikt sam nie
wydaje Ŝadnych praw, tylko zachowuje wrogość, na którą zezwala kultura w ramach
właściwej, określonej grupy. Największe funkcjonujące zgrupowania Dobu stanowią
jednostki lokalne złoŜone z czterech do dwudziestu wsi określanych wspólną nazwą.
Jest to zarazem jednostka wojskowa, pozostająca w stanie permanentnej
„międzygrupowej" wrogości w stosunku do wszystkich innych podobnych
zgrupowań. Przed opanowaniem tych terenów przez białych nikt nie ośmielił się
udać do obcej miejscowości, chyba tylko w celu najazdu i mordu. W jednym tylko
wypadku miejscowości te wyświadczają sobie nawzajem pewną przysługę. W
wypadku śmierci lub powaŜnej choroby, kiedy za pomocą wróŜb trzeba wykryć
winnego, sprowadza się wróŜbitę z wrogiej miejscowości. Nie wzywa się wróŜbitów
miejscowych, Ŝeby nie naraŜać ich na niebezpieczeństwa towarzyszące wykrywaniu
winowajcy za pomocą wróŜb, lecz ściąga się z daleka specjalistę, któremu odległość
daje pewną ochronę.
W istocie największe niebezpieczeństwo istnieje w obrębie samego zgrupowania.
Istotną krzywdę wyrządzają sobie ludzie, którzy łowią ryby na tym samym brzegu i
wykonują razem te same codzienne zajęcia. Niszczą nawzajem swe zbiory,
wprowadzają zamieszanie w wymianie towarowej, powodują chorobę i śmierć. Do
tych celów kaŜdy rozporządza sitami magicznymi i, jak zobaczymy, korzysta z nich
przy kaŜdej sposobności. Siły magiczne są niezbędne w stosunkach międzyludzkich
danej miejscowości, ale uwaŜa się, Ŝe nie działają one poza znaną i bliską grupą wsi.
Ludzie, z którymi człowiek ma codziennie do czynienia, to czarownice i czarownicy,
zagraŜający jego interesom.
Wewnątrz tego lokalnego zgrupowania istnieje inne, w którym obowiązuje inny
typ zachowania. MoŜna zwrócić się do niego o poparcie w Ŝyciu. Grupą tą nie jest
rodzina, nie ma bowiem w niej ojca, czy jego braci i sióstr, ani rodzonych dzieci
danego człowieka. Jest to trwała i nie rozpadająca się grupa z linii matrylinearnej. Jej
członkowie, póki Ŝyją, mają swoje ogrody i siedziby we wspólnej wiosce, po śmierci
grzebie się ich na wspólnej działce na ziemi przodków. Centralnym miejscem kaŜdej
wsi jest cmentarz zarośnięty krzakami rycynusa o błyszczących liściach. Na tym
cmentarzu spoczywają krewni z linii matki, męŜczyźni i kobiety, za Ŝycia
„właściciele" wsi, teraz pogrzebani w jej centrum.
Wokół niego grupują się domy o płaskich dachach naleŜące do Ŝyjących członków
linii matrylinealnej. W obrębie tej grupy istnieje dziedziczenie i ścisła współpraca.
Nosi on nazwę „mleka matki" susu, a naleŜą tu potomkowie Ŝeńskiej linii oraz
bracia tych kobiet w kaŜdym pokoleniu. Nie obejmuje ona dzieci owych braci, te
bowiem naleŜą do wiosek swoich matek, to jest grup, wobec których Ŝywi się na ogół
największą wrogość. Susu, często razem z inną, blisko spokrewnioną susu,
zamieszkuje własną wieś, której odrębność jest ściśle przestrzegana. Na Dobu nie ma
przypadkowego przychodzenia i wychodzenia ze wsi. Wokół kaŜdej wsi biegnie
ścieŜka i ci, którzy mają przywilej podchodzenia tak blisko, po niej chodzą. Jak
zobaczymy, dzieci męŜczyzn z danej wsi po śmierci ojca zostają pozbawione nawet
tego przywileju. Jeśli ojciec jeszcze Ŝyje lub jeśli jest to wieś ich współmałŜonka,
mogą wejść za zaproszeniem. Wszyscy inni obchodzą ją bocznymi ścieŜkami i nie
wolno im się zatrzymywać. Nawet uroczystości religijne, święta zbiorów czy inicjacje
plemienne nie są okazją do swobodnych zebrań. Dobu nie wyróŜniają bowiem tego
rodzaju okazji. Publiczny plac tańców u Trobriandczyków zastąpił u Dobu cmentarz
połoŜony w środku wsi. Dobuańczycy zbyt dobrze zdają sobie sprawę z niebez
pieczeństw groŜących w obcych miejscach, aby oddalać się od domu z powodu
jakichś zwyczajów towarzyskich czy religijnych. Zbyt dobrze zdają sobie teŜ sprawę
z niebezpieczeństwa czarów zazdrości, aby tolerować obcych we własnej twierdzy.
Oczywiście małŜeństwo moŜna zawrzeć tylko z kimś spoza tego zaufanego kręgu.
Pozostaje ono w obrębie zespołu i dlatego łączy dwie wsie, między którymi panuje
wrogość. MałŜeństwo nie łagodzi tej wrogości. Od samego początku istniejące
zwyczaje wzmagają walkę i urazy między grupami, które ono wiąŜe. To właśnie akt
wrogości przyszłej teściowej zapoczątkowuje małŜeństwo. Tarasuje ona sobą drzwi
domu, w którym młody człowiek śpi z jej córką, i w ten sposób zostaje on schwytany
i zatrzymany aŜ do publicznej ceremonii zaręczyn. Od osiągnięcia dojrzałości
chłopiec co noc sypiał w domach niezamęŜnych dziewcząt. Na mocy prawa
zwyczajowego własny dom jest przed nim zamknięty. Przez kilka lat wymyka się,
często zmieniając dziewczęta i opuszczając dom na długo przed świtem. Jeśli go w
końcu złapią, to zazwyczaj dzieje się tak, dlatego Ŝe znuŜyły go częste zmiany
partnerek i związał się trwałej z którąś z nich. Nie zachowuje juŜ dawnej ostroŜności
i nie zrywa się tak wcześnie. Niemniej nigdy nie uwaŜa się, Ŝe dobrowolnie przyjął
na siebie zniewagę małŜeństwa, a przeciwnie uwaŜa się, Ŝe zostaje do tego
zmuszony przez stojącą w progu starą wiedźmę, swą przyszłą teściową. Kiedy
mieszkańcy wsi, krewni dziewczyny ze strony matki, ujrzą starą kobietę stojącą
nieruchomo w drzwiach, zbierają się, młoda para na oczach gapiów schodzi z góry i
siada na macie rozłoŜonej na ziemi. Mieszkańcy wsi przypatrują się jej przez pół
godziny, a potem stopniowo się rozchodzą. Nie dzieje się nic więcej i właściwie do
tego sprowadza się akt zaręczyn.
Od tej chwili młody człowiek musi liczyć się ze wsią swej Ŝony. Pierwsze Ŝądania
dotyczą pracy. Teściowa daje mu natychmiast motykę z poleceniem: „Teraz pracuj".
Musi uprawiać ogród pod dozorem teściów. Kiedy oni gotują i jedzą, nie moŜe
zaprzestać pracy, nie wolno mu bowiem jeść w ich obecności. Stoi przed nim
podwójne zadanie: kiedy skończy pracę przy bulwach teścia, czeka go jeszcze praca
we własnym ogrodzie na gruntach swojej rodziny. Teść daje swobodne ujście swej
Ŝądzy władzy i swobodnie wykorzystuje ową władzę nad zięciem. Taka sytuacja
trwa przez rok lub więcej. Ale nie tylko sam chłopiec zostaje uwikłany przez
małŜeństwo, równieŜ jego krewnych obciąŜa ono pewnymi zobowiązaniami. CięŜary
nakładane na jego braci w formie dostarczenia koniecznych narzędzi ogrodniczych i
kosztownego daru ślubnego są tak wielkie, Ŝe młodzi ludzie, kiedy zaręczy się ich
brat, uciekają, angaŜując się u białych werbowników do pracy najemnej.
Kiedy członkowie susu pana młodego zgromadzą w końcu dary ślubne, zanoszą je
uroczyście do wsi panny młodej. Wtedy zbiera się grupa złoŜona z braci i sióstr pana
młodego, jego matki i jej braci i sióstr. Ojca się wyklucza, podobnie jak męŜów i Ŝony
członków tej grupy oraz dzieci wszystkich męŜczyzn. Zebrana grupa ofiarowuje
dary susu panny młodej. JednakŜe dwie grupy nie łączą się w przyjacielskiej
zgodzie. Grupa panny młodej oczekuje na tę drugą na najdalszym krańcu wsi.
Goście zatrzymują się na skraju własnej. Ostentacyjnie zachowują się tak, jakby nie
zdawali sobie sprawy ze wzajemnej obecności. Dzieli ich duŜa przestrzeń. Jeśli
zauwaŜą drugą grupę, spoglądają na nią z nienawiścią.
KaŜde posunięcie przy zawieraniu małŜeństwa cechuje podobna zimna
formalistyka. Susu panny młodej musi udać się do wsi pana młodego i przejść przez
nią w uroczystym pochodzie, zabierając ze sobą dar w postaci znacznej ilości
niegotowanego jedzenia. Następnego dnia przychodzą krewni pana młodego,
przynosząc rewanŜowy dar w postaci bulw. Sama uroczystość ślubna polega na tym,
Ŝe pan młody otrzymuje od teściowej w jej wsi łyŜkę strawy przez nią przyrządzonej,
a panna młoda dostaje to samo od świekry w wiosce męŜa. W społeczeństwie, w
którym wspólne jedzenie dowodzi zwyczajowo stosunków poufałych, rytuał ten jest
zupełnie właściwy.
MałŜeństwo bowiem daje początek nowemu związkowi, w którym są w
poszanowaniu zaŜyłość i wspólnota interesów. Mieszkańcy wyspy Dobu nie
rozwiązują swych problemów małŜeńskich, ignorując po prostu związki małŜeńskie,
tak jak to czynią liczne plemiona holenderskiej Nowej Gwinei, w których podobnie
jak u Dobu istnieją silne klany. W tych plemionach krewni z linii matrylinealnej
mieszkają razem, zbierają plony z pól i wspólnie organizują gospodarkę. MęŜowie
odwiedzają Ŝony w tajemnicy, nocą, lub spotykają się z nimi w buszu. Są to
„męŜowie" dochodzący, którzy w Ŝaden sposób nie naruszają samowystarczalności
grupy matrylinealnej.
Dobuańczycy natomiast mają wspólne pomieszczenie dla męŜa i Ŝony i zazdrośnie
strzegą spokoju we własnym domu. Para małŜeńska stara się równieŜ wspornic o
plony z ogrodu dla siebie i swoich dzieci. Ale spełniając te dwa wymagania, które
wydają się tak elementarne człowiekowi wychowanemu w cywilizacji zachodniej,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  •